wtorek, 28 stycznia 2014

# 88 Harry cz. 3 [Zakończenie]



Prolog historii mojej i Stylesa już znacie. Teraz nadszedł czas, żebyście poznali i ciąg dalszy…
Od naszego pierwszego spotkania minął już prawie rok. Przez pierwsze kilka miesięcy nasz związek był istną idyllą. Wszystko wydawało się być jak z bajki, bo oto ja, zwyczajna dziewczyna zamieszkująca przedmieścia Londynu, stałam się obiektem westchnień sławnego na cały świat wokalisty. To wszystko wydawało się być tak piękne, że aż nie realne. Niestety następna połowa roku nie przyniosła już tyle szczęścia i romantyzmu co poprzednia bowiem okres ten przypadał na czas trwania trasy koncertowej One Direction po całej Europie. Na początku było dobrze, często ze sobą rozmawialiśmy czy to przez telefon, czy przez kamerkę, lecz później w gazetach zaczęły pojawiać się niepokojące plotki. Gdy opublikowano pierwszą wzmiankę o domniemanej nowej dziewczynie Harry’ ego, nie przejęłam się tym zbytnio. No bo czym miałam się martwić? Byłam pewna jego uczuć, więc jak bym śmiała go o coś podejrzewać? Podczas jednej z rozmów spytałam go jednak o to, a on wszystkiemu zaprzeczył. Sprawa była zamknięta, oskarżony Styles uniewinniony. Gdy pojawiła się druga tego typu pogłoska, moja reakcja była taka sama. Harry jest sławny, a o sławnych ludziach wypisuje się różne rzeczy, ale nie należy ich brać do siebie. Z pojawieniem się kolejnych tego typu rewelacji powoli traciłam pewność i zaufanie.
- Przecież mówiłem ci, że to nie prawda – powiedział łagodnie Harry to słuchawki. – Wierzysz mi czy obcym ludziom, którzy mają na chleb dzięki wypisywaniu takich bredni?  
- Harry… Ja już sama nie wiem, w co mam wierzyć…
- No co ty, [T.I.]… Nie ufasz mi?
- Ufam, a może ufałam… Sama już nie wiem… Harry, posłuchaj – poprosiłam – jak ty byś się czuł na moim miejscu? Gdybym to ja była wiecznie fotografowana z innymi w dwuznacznych sytuacjach? – spytałam. – Ile razy byłbyś w stanie uwierzyć, że cię nie zdradziłam?
- Ja wierzę w każde twoje słowo. Szkoda tylko, że ty przestałaś wierzyć w moje – odparł z nutą wyczuwalnej urazy w głosie.
- Harry…
- Mam dosyć twoich podejrzeń.
- Więc co zamierzasz?
- Myślę, że powinniśmy dać sobie czas… Zrobić małą przerwę -  powiedział chłodno. Wyraźnie słychać było, że te słowa ledwo przeszły mu przez gardło.
- Od paru miesięcy jesteś w trasie, chyba nie można zrobić sobie dłuższej przerwy…
- Chodziło mi o to, żebyśmy się nie kontaktowali przez jakiś czas. Może dwa tygodnie? – zaproponował.
- Skoro tego właśnie chcesz – odparłam, po czym rozłączyłam się bez pożegnania. Byłam rozdarta. Zależało mi na Harrym, ale co z tego jeśli jemu widocznie przestawało zależeć? Już sama nie wiedziałam czy uwierzyć mu kolejny raz czy nie. Nie wiedziałam czy to ma jakikolwiek sens, ale nie miałam teraz siły o tym myśleć. Postanowiłam zrobić coś, co zawsze pomagało mi w takich sytuacjach, a mianowicie zagrzebałam się z kołdrze z kubkiem gorącej czekolady i włączyłam jakąś głupawą komedię. Nawet nie zauważyłam, kiedy zasnęłam.
***
Tak jak ustaliliśmy z Harrym, tak też zrobiliśmy. Minął pierwszy tydzień, byłam dzielna. Nie dzwoniłam. Z początkiem drugiego tygodnia ta cisza, która zawisła między nami zaczęła mi doskwierać, ale karciłam się w duchu za każdym razem, gdy przez myśl przeszło mi odezwanie się do niego. W ten oto sposób zleciało mi kolejne siedem dni. Okres „przerwy” minął, a Harry dalej się nie odzywał. „Może jest zajęty?” Pewnie gra teraz jakiś koncert…” – usprawiedliwiałam go przed samą sobą. W między czasie w mediach pojawiły się kolejne doniesienia o domniemanych nowych dziewczynach Stylesa. Tym razem nie dzwoniłam z prośbą o wyjaśnienia. Niech on się tłumaczy, jeśli mu jeszcze zależy. Harry nie zadzwonił. Nie odezwał się ani razu przez następny tydzień. Musiałam się komuś wyżalić, a kto w takich sytuacjach jest lepszy niż siostra?
- Bella, co ja mam robić? – spytałam przybita.
- Jak to co? – zdumiała się. – Walcz o niego! Przecież go kochasz.
- Żeby to chociaż działało w obie strony – mruknęłam.
- [T.I.] ! Ty z Harrym jesteście wprost dla siebie stworzeni! Wasze spotkanie nie mogło być dziełem przypadku. Nie wierzę w przypadki.
- Ale te wszystkie plotki…
- No właśnie! Plotki. P L O T K I – Bellatrix przeliterowała mi to słowo jeszcze kilka razy, aż w końcu nie wytrzymałam.
- Dobra! Już rozumiem, jasne?! Problem w tym, że jeszcze nie wiem czy mu na mnie zależy.
- Jak ma dać znać, zadzwonić czy coś, jeśli ty sama spisałaś go już na straty?
- Czyli uważasz, że powinnam się odezwać?
- Tak! Nareszcie zakumałaś – zaczęła bić mi brawo, a na jej ustach pojawił się ironiczny uśmieszek.
- Niech ci będzie… - mruknęłam. – Ale dopiero wieczorem.
- Po co czekać?
- Muszę sobie najpierw ustalić, co mam powiedzieć, no nie?
- Racja.
I na tym nasza rozmowa się skończyła. Później Bellatrix była już zbyt pochłonięta czasopismem, na którego rozkładówce był Orlando Bloom, z którym od miesiąca trwała w związku małżeńskim (oczywiście Orlando jeszcze o niczym nie wiedział, a moja siostra zadawalała się na razie światem fantazji i surfowaniem całymi nocami po stronach z jego zdjęciami. Wolałam nie wiedzieć jakie to strony…).
Jak powiedziałam, tak też zrobiłam czyli cały ranek i popołudnie rozmyślałam nad tym, co mam powiedzieć, jeśli odważę się zadzwonić. Gdy już się po raz kolejny zbierałam w sobie, aby chwycić za słuchawkę i wykręcić numer, zawsze znajdywałam sposób, żeby to odwlec. Można powiedzieć, że trochę bałam się konfrontacji. I wtedy ku mojemu najwyższemu zdumieniu zadzwonił telefon. Jednak to nie był Hazza. Numer nieznany. Dziwne.
- Halo?
- [T.I.] ? To ja Liam.
- O co chodzi? I właściwie skąd masz mój numer?
- Spisałem z telefonu Tommo, któremu kazałem spisać od Hazzy, który wtedy… Zresztą nie ważne! Dzwonię po to, żeby cię ochrzanić.
- Co? Za co? – zdziwiłam się.
- Cóż Harry’ego już opieprzyłem równo, więc teraz kolej na ciebie, złotko. Przejdźmy zatem do rzeczy… Zachowujecie się jak dzieci! Oboje! Nie rozumiem jak możecie z taką łatwością burzyć to, co zbudowaliście, no! Hazza w końcu znalazł sobie dziewczynę, która leciała na niego, nie na jego kasę i teraz się do niej nie odzywa! Idiota! Zresztą ty też mogłabyś zadzwonić. Dzieci! Oboje jak dzieci! Weź ty sprawy w twoje ręce, kibicuję ci, dziewczyno!
- Jeny, to naprawdę miłe z twojej strony, ale jeśli Harry… - zaczęłam, ostrożnie dobierając słowa. Takie obrotu spraw się nie spodziewałam.
- Słuchaj, rozmawiasz z osobą, która jest z nim niemalże 24 na dobę. Tylko do łazienki chodzimy osobno, ale nie sądzę, żeby podczas 10 – minutowego prysznica w hotelowej łazience miał czas cię zdradzić. Te szmatławce kłamią, on nadal cię kocha, ty jak mniemam jego też, więc w czym problem? Zresztą… Już leci do ciebie – powiedział lekkim tonem. Wryło mnie w podłogę. Zaniemówiłam. – Halo? Jesteś tam jeszcze?
- Jak to Harry tutaj leci?! – spytałam, a słowa ledwie przeszły mi przez gardło.
- Wiesz…
- Gadaj – rozkazałam tonem nieznoszącym sprzeciwu.
- Jak zapewnie wiesz, dzisiaj mieliśmy ostatni koncert w Rosji i zaraz po spotkaniu z fanami pojechaliśmy na lotnisko… Razem z chłopakami zawiązaliśmy, no można powiedzieć „spisek” i, gdy nikt nie patrzył, wepchnęliśmy go do luku bagażowego w dreamlinerze lecącym do Londynu. W tym całym zamieszaniu nikt nawet nie zauważył, że do Helsinek polecieliśmy w czwórkę. Zresztą jeden w tą czy w tamtą, kto by zwrócił na to uwagę?
- Liam! Jak mogliście… Do luku bagażowego? Co?! Kompletnie wam odbiło?
Chłopak zaśmiał się do słuchawki.
- No biletu nie miał, to chyba nie wypada, żeby siedział z innymi w fotelu, co nie? Poza tym zasłużył na karę za notoryczne zżeranie całego puddingu z hotelowych barków. My też mamy prawo do odrobiny szczęścia skondensowanego w półmisku!
- Ale…
- [T.I.], niczym się nie martw, po prostu bądź na lotnisku w centrum za jakieś 2 godziny. O! I ubierz coś ładnego – powiedział słodko do słuchawki, po czym rozłączył się.
Jedno było pewne. Oni wszyscy powariowali. A ja zwariowałam wraz z nimi, bo tam jadę.
***
2 godziny później…
Siedziałam właśnie w taksówce wiozącej mnie na lotnisko. Nie wierzyłam, że zaraz zobaczę się z Harrym. Nie wiedziałam jak zareaguje. Nie wiedziałam też , jak zareaguję ja. Bałam się konfrontacji równie mocno, jak jej pragnęłam. Chwilę później byłam już na miejscu, otoczona przez chmarę nieznanych mi osób. Nigdzie nie widziałam Harry’ ego. Rozglądałam się na wszystkie strony, ale go nie było. Może Liam tylko żartował?
- [T.I.] ? – rozległ się cichy szept za moimi plecami. Obróciłam się gwałtownie z drżącym sercem.
Przede mną stał Harry we własnej osobie. Nie widziałam go od tak dawna. Stał teraz sobie z niepewnym uśmiechem w skórzanej kurtce, startych na kolanach jeansach i z walizką u stóp.
Gdy tylko spojrzałam w jego oczy, cała złość i niepewność, którą czuła m wcześniej, w jednej chwili wyparowała.
- Tęskniłem – powiedział, a ja nie odpowiedziałam nic, tylko zarzuciłam mu ręce na szyję. Chłopak objął mnie czule. – Jednak nie jesteś na mnie zła?
- Liam mi wszystko powiedział. Nie wiem, jak mogłam w ciebie wątpić – szepnęłam mu do ucha. – Mam tylko jedno pytanie.
- A więc pytaj – poprosił, przytulając mnie mocniej.
- Dlaczego nie odzywałeś się do mnie?
- Myślałem, że już do reszty uwierzyłaś w te bzdury i nie chciałem się narzucać.
- Bo wierzyłam i teraz jest mi strasznie głupio z tego powodu – wyznałam. – Przepraszam.
- Nie masz za co. Wiesz co? W sumie to się cieszę, że wepchnęli mnie do złego samolotu – odrzekł z szerokim uśmiechem na ustach.
- Nie żal ci, że opuścisz koncert? Sądzę, że fanki ci tego nie wybaczą – spytałam przekornie.
- Oj, to nie problem – machnął ręką. – Wystarczy, że Zayn zrobi rundkę bez koszuli po scenie, a wszystkie o mnie zapomną. Uwierz mi, mając taką okazję, nie będą sobie krzywdować.
                                                                                                                                         mrs Payne
______________________________________________________________________________

Cześć :) Co myślicie? Wiem, wiem zrobiłam z tego ckliwą telenowelę, ale co tam xD Pisałam to na szybkiego ;) Liczę na dużo dużo komentarzy :) Na razie to jest mój ostatni imagin, bo robię sobie krótką przerwę. Nie mam kompletnie weny. Nie wiem, co pisać i wg. Dodam coś znowu za jakiś czas, może miesiąc? Jak tylko przyjdą mi do głowy nowe pomysły, a tym razem Katherina i Hope dopilnują, żebyście mieli co czytać ;) Pozdrawiam ^^^^

wtorek, 21 stycznia 2014

#87 Harry cz. 2



Z koncertu wróciłam w stanie najwyższego podjarania. Zupełnie nie spodziewałam się, że zainteresuję moją osobą kogoś pokroju pana Harolda Stylesa. Myślałam, że takie rzeczy się nie zdarzają. Jak już to w snach, albo fanfiction, które tak kocham czytać. No chyba, że to rzeczywiście tylko sen i zaraz obudzę się w swoje ławce od fizyki... No co? Wam nigdy nie zdążyło się przysnąć na lekcji? Na wszelki wypadek postanowiłam się uszczypnąć w rękę. Auu! Boli. Czyli to jednak nie sen. Po powrocie do domu rozmawialiśmy jeszcze długo z Bellatrix o tym, co się stało.
***
 W takim stanie euforii poszłam następnego dnia do szkoły. Oczywiście nie obyło się bez pytań zadawanych przez niestrudzone Directionerki z mojej klasy, które niestety nie mogły być na koncercie.
- Widziałaś ich?
- Tak! (rozemocjonowany pisk)
- Co zagrali?
- Wszystkie piosenki z Midnight Memories! (ten sam rozemocjonowany pisk)
No i tak w przybliżeniu wyglądała nasza rozmowa. Niestety wraz z wejściem pani Morisson do klasy musiałyśmy się względnie opanować i powstrzymać chęć wychwalania po raz kolejny osobowości chłopców z One Direction, na rzecz wsłuchiwania jakże porywających wywodów o wojnie secesyjnej. - I wtedy między biednym południem a bogatą północą...
W tym momencie po sali potoczyła się echem piosenka "Little white lies", uświadamiając mi tym samym, iż zapomniałam wyciszyć telefon. Ups.
- Panno [T.N.]! Co to ma być?! - zagrzmiała nauczycielka, ale to mnie już średnio interesowało, gdyż w tej chwili zauważyłam znajomy numer na wyświetlaczu. Harry. Czy jest na sali lekarz?! Gwałtownie poderwałam się z miejsca. - Co ty wyrabiasz?! Wracaj na miejsce!
- Przepraszam, ale to dzwoni policja! Może w końcu odnaleźli tego człowieka, który... - zaszlochałam. - Dobra, idź już - mruknęła pani Morisson, wracając do swego wykładu. Jak na skrzydłach wybiegłam z klasy i odebrałam.
- Halo? - słowa ledwie przeszły mi przez gardło.
- Cześć, [T.I.] – przywitał się ciepło. – Nie przeszkadzam?
- Nie, skądże. Nie robiłam niczego ważnego – zapewniłam, a moje wargi mimowolnie wygięły się w szeroki uśmiechu.
- To bardzo dobrze. Słuchaj, znalazłabyś da mnie trochę czasu w weekend? Maybe sobota około piątej? – spytał swoim słodkim głosikiem prosto do słuchawki. W tym momencie myślałam, że zemdleję z nadmiaru emocji. Chciałam piszczeć, skakać, uciec z klasy po rynnie i przez okno, i polecieć  szykować się na randkę (co z tego, że miałam jeszcze cały tydzień, ale przezorny zawsze ubezpieczony, co nie?), jednakże musiałam choć na chwilkę się ogarnąć, żeby nie wyjść na napalone dziecko.
- Jasne, jestem cała do twojej dyspozycji – powiedziałam kokieteryjnie. Harry zaśmiał się dźwięcznie.
- Już mi się podoba. Postaram się znaleźć jakieś fajne miejsce, odezwę się jeszcze.
- Będę czekać.
- No dobra, to cześć. Możesz wracać już na lekcję, bo coś czuję, że twój nauczyciel nie będzie szczęśliwy, że sobie urządzasz takie pogawędki w szkole – powiedział ze śmiechem. Zamurowało mnie.
- Skąd ty… - zaczęłam oszołomiona, a on znów się roześmiał. Wysnułam następujące Wnioski: A. „Harry jest naprawdę wesołym człowiekiem” lub B. „Narkotyzuje się gazem rozweselającym”.
- Proszę cię, masz 17 lat, gdzie możesz być o tej porze?
- Fakt, tak czy siak, dziękuję, że wybawiłeś mnie od słuchania kolejnego wykładu o walkach Unii i Konfederatów.
- Nie ma sprawy, mam nadzieję, że chociaż użyłaś dobrej wymówki, aby wymknąć się z klasy – powiedział  tonem spiskowca. Teraz to ja się roześmiałam.
- Chyba tak, ale to się okaże, jak wrócę.
- No to wracaj, całuski.
Ostatnie słowo tak mnie wbiło w podłogę, że nie byłam już w stanie niczego odpowiedzieć. Harry rozłączył się, a ja potrzebowałam jeszcze kilku minut, żeby ochłonąć.
- I jak, panno [T.N.]? Czego się dowiedziałaś? – spytała zatroskana pani Morisson. 
- Z ciocią jest już wszystko w porządku. Lekarz powiedział, że dojdzie do siebie – odparłam, siląc się na przejmujący ton. Kątem oka zobaczyłam, jak Bellatrix wykonuje klasyczny facepalm.
- Wcześniej mówiłaś, że to dzwoni policja? – spytała oskarżycielsko. Czułam, jak czerwienieje na twarzy. Fakt. Mówiłam o policji. FAIL.
- No tak, ale to policja zadzwoniła po pogotowie i jakby teraz z nimi współpracują… No i wie pani… Oj, nie znam się na tych takich – machnęłam lekceważąco ręką, wracając do ławki jak gdyby nigdy nic.
- Jesteś kiepskim kłamcą – wycedziła oburzona pani Morisson. – Zostajesz po lekcjach.
- Cóż, przynajmniej będę miała czas podszkolić się w tej dziedzinie – próbowałam rozładować atmosferę, lecz nauczycielka nie podjęła gry. Podwójny FAIL.
- Jutro też zostajesz.
Już chciałam coś powiedzieć, ale wtedy Adria, z którą siedzę na historii, zasłoniła mi usta, żebym nie pogrążyła się jeszcze bardziej. Dobra z niej przyjaciółka.
***
Sobota. Godzina czwarta po południu minut pięć. Jestem prawie gotowa do wyjścia. Ups. Już minut sześć, muszę się pośpieszyć. Szybko włożyłam coś na siebie (długo kombinowałam, co założyć, żebym wyglądała jednocześnie ładnie i swobodnie, aż w końcu padło na zwiewną sukienkę w groszki. Trzeba przyznać, wyglądałam słodziaśnie. Oby Harryemu się podobało). Gdy wybiło wpół do piątej, wyszłam z domu i udałam się na Main Street, gdzie znajdowała się przytulna kawiarenka, do której zabierał mnie Hazza. Byłam dokładnie na czas, ale Stylesa nigdzie nie było. „Pewnie się spóźni” – pomyślałam, zerkając co chwila na zegarek. Te dziesięć minut, spędzonych przeze mnie samotnie w zatłoczonej Ann’s Cafe ciągnęły się w nieskończoność.
- Witaj, piękna – przywitał się z szerokim uśmiechem chłopak o prostych blond włosach. Ubrany był w czerwoną bluzę i brązowe rurki. Na nosie miał czarne okulary.
- Znamy się? – spytałam podejrzliwie, gdy nieznajomy dosiadł się do mnie.
- Od przeszło tygodnia – odparł z zadowoleniem. – Poznaliśmy się na koncercie…
- Harry?! – spytałam ściszonym głosem, nie wierząc własnym oczom. Chłopak zsunął trochę okulary, puszczając do mnie oczko swymi pięknymi zielonymi oczami, po czym nasunął je z powrotem.
- We własnej osobie.
- Coś ty z sobą zrobił?! – szepnęłam, przyglądając się jego włosom (nie dość, że były teraz blond, to jeszcze proste. PROSTE! Gdzie się podziały te cudne loczki?!) – Przefarbowałeś się?!
- Oj, to tylko szamponetka – machnął lekceważąco dłonią. – Na opakowaniu napisali, że kilka myć i wszystko pięknie zejdzie.
- Ale czemu to zrobiłeś?
- Żebyśmy mieli chwilkę dla siebie bez paparazzi i innych niezwykle irytujących człowieków – odparł z uśmiechem, naśladując króla Juliana. Parsknęłam śmiechem. – Swoją droga, doceń moje poświęcenie. Chyba z siedem razy oparzyłem się tą dziadowską prostownicą. Doprawdy, ja nie wiem, jak dziewczyny mogą jej dobrowolnie używać. Przecież to boli!
- Boli tylko jeśli jest się sierotą i dotknie tam, gdzie nie powinno – powiedziałam, unosząc brew.
- Na instrukcji nic na ten temat nie napisali - obruszył się.
- Bo to jest oczywiste! A poza tym ja też się poświęciłam. Przez akcję z telefonem musiałam zostawać dwa dni po lekcjach.
- Dlaczego? Iść do tej szkoły i zrobić porządek? –spytał, poprawiając swoje czarne okulary. Udawanie mafiozo też mu nie wychodziło, ale był przynajmniej uroczy.
- Nie, obejdzie się – uśmiechnęłam się. – Wszystko byłoby dobrze, gdybym nie pomyliła się w zeznaniach… A potem nie odpyskowała nauczycielce… Ale nic takiego jej w sumie nie powiedziałam, a ona i tak wlepiła mi karę!
- Rozumiem, my wyjęci z pod prawa, już tak mamy. Wszyscy są przeciwko nam. Na pewno jest z wrogiego gangu i chce załatwić was wszystkich po kolei.
Przykryłam wyciągniętą dłoń Stylesa swoją, spojrzałam mu w oczy i powiedziałam poważnym, głębokim tonem:
- Harry, weź ty się już lepiej trzymaj śpiewania, bo granie gangstera ci nie wychodzi, złotko.
- No wiesz co? Ranisz!
- Life is brutal.
- Lubię cię coraz bardziej – wyznał, posyłając mi przyjazny uśmiech. – Nigdy dotąd nie spotkałem takiej dziewczyny. Jesteś wyjątkowa. Cieszę się, że się spotkaliśmy na tym koncercie.
- Jej, Harry, nie wiem, co mam powiedzieć – byłam w stanie wykrztusić tylko tyle. Spuściłam speszona wzrok, czując jak czerwienie się aż po końcówki włosów.
- Powiedz, że też mnie lubisz – poprosił, patrząc mi głęboko w oczy.
- Lubię cię, nawet bardzo.
Na te słowa oczy chłopaka rozbłysły. Nie pamiętam, co się działo dalej i nie wiem, jak do tego doszło, ale umówiliśmy się na kolejną randkę. Moje szczęście osiągnęło apogeum. 

~ Wasza kochana, przewspaniała, cudowna i jakże skromna mrs Payne ;****

______________________________________________________________________________

Cześć! Co myślicie? Jak wam się podoba rozdział? Btw wyobrażacie sobie Harry'ego w takim wydaniu? Blond włosy jeszcze mogę zrozumieć, ale Styles bez loczków, to nie Styles :) Piszcie, co myślicie :) Mam nadzieję, że nie był zły, bo ja z niego jestem tak sobie zadowolona xD Pozdrowionka^^^

czwartek, 16 stycznia 2014

#86. Zayn cz. 2


-[T.I]!- do moich uszu dobiegł głos mojej babci z dołu.
-Idę!- krzyknęłam i wyszłam z łazienki. Ogarnęłam wzrokiem pokój, by upewnić się, czy wszystko mam.
-Walizka w ręku, potrzebne rzeczy w torbie..- myślałam na głos. W końcu zamknęłam swój pokój i zeszłam schodami na dół, chwile mocując się z ciężką torbą.
-Dopiero się poznaliśmy..- usłyszałam głos Zayna.
-Cześć- uśmiechnęłam się stając obok babci.
-Jedziemy?- podniósł brwi do góry i przeczesał dłonią włosy.
-Tak, tak- rzuciłam i odwróciłam się twarzą do Lucy.
-Będę tęsknić słonko- powiedziała łapiąc moją twarz w dłonie.
-Ja też babciu..- przymknęłam oczy, by nie wydostały się spod moich powiek jakiekolwiek łzy.
-Wezmę to..- Zayn zabrał mi z ręki walizkę.
Moja skóra dziwnie zareagowała na jego dotyk. Dostałam gęsiej skórki i przeszedł mnie lodowaty dreszcz.
-Powinnam już iść- położyłam dłonie na jej i uwolniłam swoja twarz.- Napisze, jak będę w samolocie.
-Dbaj o siebie, kochanie- ucałowała mnie w czoło i uśmiechnęła się ciepło.
-Ty też, babciu- spojrzałam jej w oczy i odwzajemniłam uśmiech.
Nie chciałam wyjeżdżać, było mi tu dobrze. Miałam tu wszystko: swoje życie, przyjaciół, wspomnienia, ją...
Niechętnie wyszłam z domu i podeszłam do samochodu Zayna, właśnie zamykał bagażnik. Ostatni raz pomachałam babci i odwróciłam się do auta. Chłopak otworzył mi drzwi i zamknął za mną, gdy wsiadłam. Zdziwiło mnie, że podszedł do Lucy i chwile z nią rozmawiał. Chciałam wyjść, ale w tym momencie Zayn uśmiechnęła się do mojej babci i wsiadł do samochodu.


-Zayn, chyba powinniśmy już iść – podeszłam do chłopaka, który pisał coś na telefonie. Właśnie w głośnikach rozbrzmiał komunikat i naszym locie.
-Niezłe wyczucie czasu-uśmiechnął się chowając telefon do spodni.
Wstał i ruszyliśmy do odpowiedniej bramki. Ustawiliśmy się w niedługiej kolejce i czekaliśmy na swoją kolej, która nastała szybko. Sprawdzili nam tylko bilety i poszliśmy za resztą ludzi, z którymi lecieliśmy.
Samolot nie był ogromny, bardzo dobrze. Weszliśmy po specjalnych schodkach. Sprawdziłam miejsce na bilecie, 30a. Znalazłam je prawie na końcu maszyny, ale plusem było okno obok którego siedziałam. Zayn zniknął mi z oczy, pewnie siedział już na swoim miejscu.
Westchnęłam i wyciągnęłam telefon, by napisać sms'y, że jestem już w samolocie. Pierwszego wysłałam do babci. Potem napisałam do Steph. Nie chciało mi się pisać więcej. Moi znajomi i tak o mnie zapomną. Do rodziców też się nie odezwałam, babcia i tak pewnie ich poinformuje.
Z zamyślenia wyrwał mnie ruch siedzenia. Odwróciłam głowę w prawo i ujrzałam uśmiechniętego Zayna.
-Co ty tu robisz?- syknęłam, nawet nie wiem czemu.
-Zamieniłem się miejscem. Nie cieszysz się? Chyba, że wolisz facetów na emeryturze- zaśmiał się i wyjął z kieszeni telefon.
Westchnęłam i skupiłam swoją uwagę na instrukcji stewardessy, w razie awarii. Czekał nas długi lot.

Obudziło mnie pukanie w ramię. Na początku je ignorowałam, ale później stało się irytujące.
-Czemu mnie budzisz?!- krzyknęłam otwierając powieki i momentalnie widziałam wszystkie oczy skierowane w moja stronę.
-Co chcesz zjeść?- Zayn jednak nie okazywał żadnej oznaki poirytowania, czy zmieszania.
-Nie wiem, weź mi coś. I mnie nie budź- rzuciłam przez zaciśnięte zęby i oparłam głowę z powrotem na dmuchanej poduszce.
Jednak nie było mi dane spać dalej. Wierciłam się przez chwilę, ale nie mogłam zasnąć. Zrezygnowana otworzyłam oczy i usiadłam wygodnie na fotelu, przyciągając nogi do piersi i opierając brodę na kolanach. Minęły dopiero 3 godziny lotu.. Jeszcze 5!
Wyciągnęłam telefon, podłączyłam do niego słuchawki i puściłam sobie muzykę.


Myślałam, że oszaleję. Nie dość, że tyłek mnie już bolał, a nie mogłam chodzić co chwilę do łazienki, to jeszcze jakiś dzieciak z tyłu, cały czas kopał mój fotel. Próbowałam mu uzmysłowić, że tak się nie robi, ale jego ojciec (bo to chyba nie był brat) wyglądał jak mistrz wagi ciężkiej.
-Ostatnia godzina...- westchnęłam pod nosem i spojrzałam przez okno.
-Nudzi ci się widzę? Chciałabyś, żeby jacy terroryści opanowali samolot?- głos Zayna uderzył mi do głowy.
-Nie... raczej- zmarszczyłam brwi i odwróciłam głowę w jego stronę.
-Wiesz, mogę się poświecić- uśmiechnął się.
-Dzięki, ale chyba wolę się nudzić- zaśmiałam się cicho.
-Jak chcesz.. Ale wiesz, jestem do dyspozycji- wskazał na swoją postać.
-Czyli jeśli powiedziałabym, żebyś teraz rozebrał się na środku samolotu, to byś się zgodził, żeby pomóc mi zlikwidować nudę?- lekko zmrużyłam oczy i pokręciłam rozbawiona głową.
-Jasne. Dla ciebie wszystko- zaśmiał się i wyprostował na fotelu.
-Dzięki. Cóż za poświęcenie. To może jednak to zrobisz? Będzie zabawnie- uśmiechnęłam się z triumfem i podniosłam jedną brew.
Przez chwilę wpatrywał się w moje oczy, jakby czegoś szukał, a po chwili wstał i wolnym krokiem poszedł w stronę początku samolotu. Nie sądziłam, że byłby do tego zdolny. Wiedziałam, że tego nie zrobi, ale i tak patrzyłam się na niego i kręciłam głową. Był zdeterminowany i już chciał zdjąć kurtkę, gdy jedna z stewardess położyła mu rękę na ramieniu i wskazała, żeby usiadł. Zrobił to i chciałam już się z niego śmiać, ale pilot powiedział, że mamy zapiąć pasy. Samolot momentalnie zatrząsł się i miałam wrażenie, że spada. Szybko zapięłam pas i przyciągnęłam nogi do piersi, by poczuć się bezpieczniej. Robiłam tak od dziecka. Pamiętam, że właśnie w takiej pozycji siedziałam, gdy moi rodzice wyjeżdżali. Później musiałam dorosnąć, pokazać wszystkim, że jestem silna i dam sobie radę.
-Hej, spokojnie. To tylko turbulencje- poczułam rękę Zayna na moim ramieniu.
Jęknęłam coś i schowałam twarz w kolanach, by uspokoić się jeszcze bardziej. Mój oddech i bicie serca były trochę przyspieszone, ale z czasem udało mi się je lekko opanować. Pomógł mi w tym też Malik, który delikatnie głaskał moje plecy dłonią i mówił cicho, że wszystko będzie dobrze. Po tym, jak pilot oświadczył, że już będzie w porządku i możemy odpiąć pasy, uspokoiłam się jeszcze bardziej. Mój oddech nie był już tak szybki, jakbym biegła, a bicie serca zwolniło do normalnej prędkości.
-Już okey?- odwróciłam się w jego stronę i ujrzałam parę ślicznych brązowych oczu, wpatrzoną we mnie.
-Tak, wybacz. Lecę może drugi raz i nigdy nie trzęsło samolotem- uśmiechnęłam się nieśmiało.
-Rozumiem, masz prawo się bać. Nie przejmuj się to naturalne- zamilkł na chwilę, jakby zastanawiał się nad czymś.- [T.I.] masz może starszą siostrę?
-Nie.. Z tego co mi wiadomo- zaśmiałam się.- Czemu pytasz?
-Po prostu mi kogo przypominasz..- westchnął cicho i odwrócił wzrok.
-To dobrze, czy źle?- wydawało mi się, że po tym pytaniu chłopak momentalnie się spiął , ale gdy znowu na mnie spojrzał, nie wydawał się jakoś zdenerwowany.
-Raczej dobrze.. Nie ważne- uśmiechnął się.
Chciałam go jeszcze o coś zapytać, ale zadzwonił mój telefon. Wyciągnęłam go z kieszeni spodni i szybko odebrałam.
-Cześć Steph.
-Cześć młoda. Jak tam lot?- jej głos brzmiał radośnie.
-Nie tak źle, chociaż przed chwilą miałam chwilę słabości, ale pilot już opanował maszynę- zaśmiałam się przypominając sobie jej historie z samolotu.
-Nigdy nie zapomnisz co?- zadała retoryczne pytanie, na co zareagowałam chichotem.
-A jak tam u was? Matt był u ciebie?
-Tak- pisnęła do słuchawki, aż musiałam odsunąć urządzenie od ucha.-Zaprosił mnie dziś do kina. Przyjedzie po mnie za godzinę i już prawie jestem gotowa, więc uznałam, że do ciebie zadzwonię.
-Jakaś ty miła- zaśmiałam się.
-A jak tam pan przystojny?- zachichotała.- Siedzisz obok niego?
-Co? Mówisz o .. - przerwałam, bo nie chciałam żeby wiedział, że gadamy o nim.- Tak. Jaka ty dyskretna- westchnęłam.
-No co? Mówiłaś, że tobie też się podoba- mogłam przysiąc, że teraz się uśmiecha.
-No wiesz! Powiedziałam tak, bo wywarłaś na mnie presję- skomentowałam lekko naburmuszona i ściszyłam rozmowę.
-Jasne, jasne! Założę się, że już niedługo nie tylko ja będę zajęta- zaśmiała się z trumfem.
-A skąd wiesz, że wam się uda? Może okaże się idiotą?- chciałam się odegrać, ale ona zawsze miała jakąś dobrą wymówkę.
-Jak nie ten to następny. Z resztą, raczej nie udałoby mu się tak dobrze udawać wczoraj i dzisiaj- odpowiedziała chichocząc.
-No tak.. Wiesz, chyba muszę kończyć. Za jakieś pół godziny lądujemy i po prostu chcę się ogarnąć- powiedziałam łagodnie.
-Oczywiście. Zadzwoń jutro. Nie będę cię budzić. A i pozdrów Zayna- zachichotała i usłyszałam sygnał przerwanego połączenia.
-Em.. Steph i Nick cię pozdrawiają- uśmiechnęłam się do chłopaka i schowałam telefon do spodni.
-Dzięki. A powiedz.. Na prawdę uważasz, że jestem przystojny?- zaśmiał się i poprawił na siedzeniu, cały czas patrząc na mnie.
-Co? Skąd ci to przyszło do głowy?- zapytałam obojętnym głosem i podrapałam się po głowie. On tylko uniósł brwi i zaśmiał się przeciągle.
-To słodkie- przygryzł wargę.
-Jasne. Pewnie teraz masz mnie za swoją zawzięta fankę- przewróciłam oczami i spojrzałam przez małe okienko. Zbliżaliśmy się do Londynu.. Zaraz zobaczę rodziców. Założyłam długie spodnie i bluzę, by od razu nie zobaczyli wszystkich moich tatuaży. W końcu będę musiała im pokazać, chodź wszystkich i tak nie zobaczą.
-Wiesz.. Chyba jesteś moją pierwszą fanką.
-Na pewno nie. Albo wiesz tylko o mnie- uniosłam jedną brew i przejechałam językiem po zębach.
Zaśmiał się, ale zadzwonił jego telefon, więc szybko go odebrał. Korzystając z okazji, napisałam sms'a do babci, że zaraz lądujemy i zadzwonię już od rodziców. Odpisała mi prawie od razu, że się denerwowała, ale skoro wszystko dobrze to już jest spokojna. U niej było po 18, w Londynie po 23. Byłam zmęczona, bo w samolocie nie mogłam się wyspać. Marzyłam tylko o tym, żeby rodzice nie zapomnieli mnie odebrać. No i chciałam mieć własny pokój.. Z tego co wiem, mają duży dom, więc może coś z tego będzie..
-Masz transport do domu?- głos Zayna obudził wszystkie moje zmysły. Jego zapach wypełnił moje nozdrza, a ciało aż zadrżało.
-Tak, raczej. Już wystarczająco dużo dla mnie zrobiłeś- uśmiechnęłam się do niego.
-Oj błagam cię! Tylko przywiozłem cię na lotnisko- zadrwił i oparł głowę i oparcie fotela, patrząc na mnie.
-Dla mnie to aż- odwróciłam wzrok i zapięłam pasy, o co prosił pilot.
Lądujemy, w końcu.

Wylądowaliśmy tak łagodnie, że nawet nie poczułam, jak maszyna dotknęła ziemi. Parę minut później już mogliśmy wysiadać. Wzięłam swoją torebkę, ale czekałam aż wszyscy wyjdą, bo nie chciałam się pchać. Zayn czekał ze mną, jednak milczał, jakby nie miał języka w gębie.
-Coś się stało?- zapytałam, gdy czekaliśmy na bagaże.
-Nie, czemu?- spojrzał na mnie, jednak jego wzrok był inny.
-Wyglądasz inaczej. Jakbyś się czymś martwił- podeszłam bliżej niego.
-To nic takiego, nie przejmuj się- uśmiechnął się blado i podszedł do taśmy bagażowej. Chwycił czarną torbę i chwilę poczekał na następną. Swoją zawiesił sobie na ramię, a moją wziął do ręki.
-Poradzę sobie, dzięki- chciałam zabrać moją torbę, ale on mi nie pozwolił.
-Jest ciężka, zaniosę ci- nie przyjmując moich sprzeciwów ruszył w stronę wyjścia. Zatrzymał się jednak, gdy zauważył, że za nim nie idę.- No chodź. Chyba nie chcesz, żeby na ciebie czekali.
-Skąd wiesz, kto po mnie przyjedzie?- uniosłam brwi i skrzyżowałam ręce na piersi.
-Mówiłaś, że lecisz do rodziców, pamiętasz jeszcze? Chodź- przewrócił oczami i czekał chwilę na mnie.
Na lotnisku nie było tłumu. Chyba nasz samolot był jedynym, który w tym momencie doleciał. Nie dziwię się, było późno. Na początku nie mogłam znaleźć rodziców, gdy doszliśmy już prawie do wyjścia, spostrzegłam ich siedzących na fotelach. Rozmawiali sobie i chyba nie zauważyli, że doleciałam. Mama przeglądała jakieś papiery i co chwilę mówiła coś do ojca.
-Widzę ich, możesz już oddać mi torbę- zatrzymałam się i odwróciłam w stronę Zayna.
-Ok, jak chcesz- wyciągnął ją w moją stronę i postawił na ziemi, bym mogła ja chwycić. Złapałam torbę za długi pasek i przewiesiłam sobie przez ramię.
-Dzięki za wszystko- uśmiechnęłam się i chciałam odejść, ale chwycił mnie za nadgarstek.
-W razie czego masz mój numer, pamiętaj- nie uśmiechnął się. Machnął tylko ręką i odszedł.
Westchnęłam i poszłam w stronę rodziców. Zobaczyli mnie dopiero, gdy stanęłam obok niech.
-Cześć słonko!- mama chyba udawał, że się cieszy. Jak jakaś kiepska aktorka.
-Cześć- uśmiechnęłam się sztucznie i przytuliłam do niej.
-Ale wyrosłaś!- gdy puściłam mamę, tata prawie mnie zgniótł.
-Możemy już jechać? Jestem zmęczona..- ziewnęłam i tak naprawdę dopiero wtedy poczułam, że chce mi się spać.
-Tak, chodźmy- tata wziął moją torbę, a mama objęła ramieniem.
Auto zaparkowali prawie przy wyjściu, więc nie musiałam dużo chodzić. Wślizgnęłam się na tylne siedzenie i oparłam głowę o szybę, by trochę odpocząć.
Jechaliśmy jakieś pół godziny. Ich, albo teraz nasz, dom mieścił się w małej dzielnicy domków jednorodzinnych. Dzięki światłom latarni mogłam mu się przyjrzeć, chodź i tak ledwo co widziałam. Nie dość, że poprzedniej nocy kiepsko spałam, to jeszcze miałam za sobą ponad 8 godzinny lot. No i ta zmiana czasowa.. Mama zaprowadziła mnie prosto do pokoju, któremu się nawet nie przyglądnęłam, tylko zdjęłam bluzę i spodnie i położyłam się na łóżku.


Obudziły mnie promienie słońca przedostające się przez żaluzję. Uchyliłam lekko powieki i usiadłam na łóżku. Nabrałam dużo powietrza do płuc i wypuściłam je głośno. Przeciągnęłam się i otworzyłam szerzej oczy. Dokładnie przede mną, było dość duże okno z małą kanapą. Zawsze chciałam takie mieć. Siedzieć tam sobie i patrzeć na świat. Nie zastanawiać się nad sobą, tylko przyglądać się innym. Na lewo od okna były jakieś białe, zamknięte drzwi. Wstałam i podeszłam do nich, by je otworzyć. Tak jak myślałam, łazienka. Kafelki na ścianach były brązowe, a podłoga biała. Wanna stała na końcu. Było ślicznie.
Wróciłam do pokoju. Łóżko stało na środku pokoju. Po prawej stronie okna było biurko, a obok niego wyjście na mały balkon. Zauważyłam jeszcze drzwi obok łóżka. Otworzyłam je i zapaliłam światło, bo nie było tam okna. No tak, garderoba. Westchnęłam i weszłam do środka, przeglądając niektóre ciuchy. Mama chyba nie zna mojego stylu. Uśmiechnęłam się i otworzyłam moja torbę, którą pewnie przyniósł tu tata. Wyjęłam z niej czarne dresy ze ściągaczami na nogawkach i luźną, białą bluzkę z długim rękawem. Wzięłam jeszcze bieliznę i kosmetyczkę i poszłam do łazienki, w której wzięłam prysznic i przebrałam się w przygotowane ubrania. Mój pokój nie był taki zły, chodź nie miał charakteru. Ale jestem pewna, że za parę tygodni to się zmieni.
Podeszłam do małej szafki obok łóżka, na której położyłam telefon i wzięłam go do ręki. No nieźle, po 13. Wzruszyłam ramionami i wyszłam z pokoju. Moim oczom ukazał się dość wąski korytarza, a na jego końcu schody. Ruszyłam nim, po drodze mijając parę zamkniętych drzwi. Zeszłam po schodach i rozglądnęłam się po dużym salonie. Pod schodami były jakieś drzwi, których nie chciało mi się otwierać. W salonie nie było nic nadzwyczajnego. Duża kanapa, dwa fotele po obu jej stronach, duży telewizor zawieszony na ścianie, jakaś komoda pod nim z płytami i różnymi sprzętami, parę szafek i wyjście na ogród. Wycofałam się i poszłam w lewo od schodów, do kuchni. Między salonem, a kuchnią stał stół, na którym zobaczyłam małą kartkę. No tak, pewnie są w pracy. Otworzyłam lodówkę i wyjęłam z niej mleko. W szafce znalazłam miskę, a na półce stały jakieś płatki czekoladowe. Z jedzeniem poszłam do stoły, a po tym jak usiadłam przeczytałam kartkę, którą napisała mama. Jesteśmy z tatą w sądzie, bla bla bla, będziemy pod wieczór. No to super, mam cały dzień dla siebie.

Po tym ja zjadłam śniadanie, pozwiedzałam trochę dom. Na górze była sypialnia rodziców, w której nie było nic poza łóżkiem, jakąś małą szafką i wejściem do łazienki i garderoby, jeden pokój to chyba był ich gabinet, bo stało w nim biurko, na nim laptop, duża szafka z podpisanymi alfabetycznie szufladami, półki z różnymi segregatorami, jakieś książki i kanapa. No i ostatni, mój był trzeci w kolejności od schodów, to pokój gościnny. Na środku duże łóżko, kilka szafek i łazienka. Ale na dole znalazłam łazienkę z sauną i wanną z masażem.
Chciałam iść na górę przebrać się w strój, ale ktoś zapukał do drzwi. Z głośnym westchnieniem zeszłam ze schodów i poszłam w lewo, na koniec krótkiego korytarza. Spojrzałam przez wizjer i aż się zdziwiłam.
-Co ty tu robisz?- zapytałam otwierając drzwi.
-Ty tu mieszkasz?- Zayn także był zdziwiony moim widokiem.
-Jak widać- wzruszyłam ramionami.
-Ok, nie ważne- nabrał powietrza do płuc.-Słuchaj, muszę wziąć coś od twojego ojca.
-Nie ma go. Będzie wieczorem.
-Wiem. Powiedział, że jesteś w domu i wpuścisz mnie, żebym mógł wziąć pewne dokumenty- był poważny. Za poważny. Jego oczy były ciemne, emanował od nich chłód, którego wcześniej nie miały.
-Mogę do niego zadzwonić? Wolę się upewnić..- otworzyłam szerzej drzwi, by wszedł i poszłam do salonu, gdzie zostawiłam telefon.
-Kochanie nie mogę teraz rozmawiać, jestem w sądzie- powiedział od razu, gdy odebrał.
-Rozumiem, ale powiedz tylko czy Zayn ma wziąć sobie jakieś tam dokumenty.
-Tak, wpuść go do mojego biura, drugi pokój na górze- rozłączył się.
Westchnęłam i poszłam na schody, Malik szedł za mną. Otworzyłam mu drzwi i wpuściłam do środka. Od razu podszedł do stojącej po lewej stronie szafki z podpisanymi szufladami. Otworzył tą z U-W i zaczął ją przeglądać. Oparłam się o framugę drzwi i przypatrywałam się temu co robił. W końcu wyjął jakąś teczkę i zamknął szufladę.
-Masz wszystko?- uniosłam brwi i spojrzałam na napis widniejący na teczce, Darren Wilden.
-Tak. Wiesz, lepiej usuń mój numer ze swojego telefonu- minął mnie w drzwiach i ruszył powoli do wyjścia.
-O co ci chodzi?!- krzyknęłam stając w korytarzu.
-Po prostu go usuń. Nie jestem dla ciebie najlepszym towarzystwem- posłał mi blady uśmiech i zszedł ze schodów.
Puściłam się biegiem do drzwi i zatarasowałam je swoją postacią. Zayn był lekko zszokowany, ale i tak prawie tego nie pokazywał. Stał tylko przede mną i wpatrywał się we mnie z kamiennym wyrazem twarzy.
-Skąd znasz mojego ojca?- zapytałam nie panując nas oddechem. Moja klatka piersiowa unosiła się szybko i nie równo, przez co trochę kręciło mi się w głowie. Chodź, może to przez niego..
-Nie ważne. Odsuń się- położył mi dłoń na ramieniu, ale szybko ją strzepnęłam.
-Nie wypuszczę cię, póki mi nie powiesz- powiedziałam stanowczo i przekręciłam klucz w drzwiach.
Zacisnął szczękę i zrobił krok w moim kierunku. Przez chwilę nie oddychałam, ale szybko sobie o tym przypomniałam i nabrałam trochę powietrza do płuc. Moje serce biło szybko i nie chciało zwalniać.
-Raczej nie chcesz wiedzieć- szepnął prawie bezgłośnie i podszedł jeszcze bliżej.
-A co jeśli chcę?- zmrużyłam lekko oczy i próbowałam zapanować nad oddechem, niestety bezskutecznie.
-Uwierz mi, nie chcesz. To jest skomplikowane i wolę cię w to nie wtajemniczać. Dla twojego zasranego bezpieczeństwa- przygryzł wargę i usłyszałam jak jego zęby lekko skrzypnęły.
Prychnęłam i odwróciłam od niego wzrok. Złapał mnie za podbródek i skierował moją twarz w swoją stronę.
-Słuchaj, po prostu zapomnij. Jakby mnie tu nie było. Nic się nie stało, nie znasz nie.
-Dorośnij, ok? Idź sobie- otworzyłam drzwi i spojrzałam w głąb domu, by nie patrzeć na niego.
-Przykro mi, że tak wyszło. Uwierz, że tak dla ciebie lepiej- czułam jego wzrok na sobie.
-Wiadomo. Możesz już iść- spojrzałam na niego gniewnie i skrzyżowałam ręce na piersi.
-Dobra, chcesz wiedzieć o co chodzi?- westchnął i przeczesał dłonią włosy.
-Jakbyś nie zauważył, od paru minut usiłuję cię namówić, żebyś mi o tym powiedział. Więc, tak. Chcę.
Znowu westchnął głośnio i zamknął drzwi. Czułam napięcie, które budował swoją postawą. Złapał mnie za nadgarstek i pociągnął w stronę salonu. Powoli żałowałam, że chciałam wiedzieć o co chodzi. Zayn był spięty i przez chwilę chyba dobierał w głowie słowa. Cały czas jego oczy były jakby nie obecne i chłodne. W końcu wszystko mi wyjaśnił. 


ZaynLoveForever
_____________________________________________________________________

Witam! Po pierwsze przepraszam, że tak późno, ale jestem chora i nie miałam siły dokończyć tego imagina. W końcu go skończyłam, ale pewnie jest w nim parę błędów i może jakieś niedociągnięć, więc za nie także przepraszam. Mam nadzieję, że chociaż trochę wam się podoba. Chciałabym go kontynuować, ale nie wiem czy jest sens pisania go. Nie powiem, ucieszyłabym się z waszej opinii, nawet negatywnej. 
Pozdrawiam, Hope.