piątek, 27 września 2013

#65 Zayn. cz. 7 ( zakończenie )

Wypuścili mnie do domu po dwóch dniach. Lekarz zrobił mi wykład, że mam się oszczędzać i nie szaleć. W końcu mogłam się porządnie wyspać w swoim łóżku.
Pierwsze co zrobiłam po przebudzeniu, to wypad do stajni. Otworzyłam drzwi boksu i weszłam do środka. Ucieszyłam się, gdy Silan zarżał na powitanie.
-Cześć mały. Jak się masz?- podeszłam bliżej i pogłaskałam go po szyi.
Dobrze, że nie ucierpiał. Fizycznie, jak i psychicznie.
-Co ty tu robisz?
Podskoczyłam, bo nie słyszałam jak ktoś znalazł się obok mnie.
-Cześć Zayn. Przestraszyłeś mnie- odwróciłam się w jego stronę.
-Przepraszam- uśmiechnął się i przygryzł wargę.-Powinnaś odpoczywać.
-Odpoczęłam. Nigdy tak długo nie spałem- odpowiedziałam.-Jeżeli chcesz pogadać, to chodź.
Kiwną głową i szybko znaleźliśmy się w paszarni.
-Chcesz znowu jeździć?- zapytał patrząc na mnie.
-Tak- ustawiłam wiadra w rządku i nasypywałam do nich jedzenie.
-Lekarz mówił, że nie powinnaś się przemęczać- powiedział poważnie.
-Zayn.. Pół godziny jazdy, nic mi nie zrobi, a będę szczęśliwa. Nie chcę siedzieć z dupą na kanapie i nic nie robić. Nie potrafię, ok?- ton mojego głosu, z każdym słowem stawał się ostrzejszy.
-Przepraszam, że cokolwiek powiedziałem. Nie przeszkadzam..- rzucił i wyszedł pośpiesznie.
-Zayn!- krzyknęłam, ale nie odwrócił się, a ja nie mogłam za nim pobiec. Dokończyłam nasypywanie i mieszanie paszy i nakarmiłam konie. Do ostatniego boksu weszłam spokojnie i powoli. Nie chciałam teraz niemiłych niespodzianek z koniem. Geronimo prychnął i cofnął się o dwa kroki.
Nasypałam mu jedzenie i wyszłam. Zamiotłam podwórze i wypuściłam Kasztankę, Silana, Jowitę i Paulę na pastwisko. Skierowałam się do domu, by zawołać chłopaków na jazdę. Przez ostatnie dwa dni Ben ćwiczył z nimi.
-[T.I.] jak się czujesz?- jako pierwszy przywitał mnie Liam.
-Dobrze, dziękuję. Który z was ma teraz jazdę?- zapytałam patrząc na całą piątkę.
-Zayn. Nie zmienialiśmy kolejności- uśmiechnął się do mnie Harry.
-Idziemy teraz?- zapytałam patrząc na Malika.
Wydał mi się nieobecny, smutny, przygnębiony.. Może dlatego, że na niego naskoczyłam.. ? Mam nadzieję, że chłopaki dadzą nam pogadać..
-Jasne.. Zaraz przyjdę- odwrócił się na pięcie i szybki krokiem poszedł do pokoju.
Reszta zespołu spojrzała na mnie pytająco, ale ja tylko lekko się uśmiechnęłam i wyszłam. Sprawnie i szybko osiodłałam Jutę i wyszyłam z nią na wybieg. Po chłopakach nie było śladu, więc postanowiłam ją rozruszać. Wsiadłam na nią i ruszyłyśmy. Dziwne znowu siedzieć na grzbiecie konia.. Byłam spokojna, Juta też. Po chwili popędziłam ją do truchtu. Chwilę zajęło mi dopasowanie się do jej kroków, ale gdy już to zrobiłam, czułam, że stanowimy jedno. Postanowiłam przyspieszyć chód klaczy, więc zacisnęłam kolanami jej boki. Przyspieszała natychmiastowo. Galop.. To właśnie jest wolność!
Spostrzegłam wyłaniające się postacie, więc spowolniłam klacz i podjechałyśmy do ogrodzenia, gdzie wyjęłam stopy ze strzemion i zsunęłam się z siodła.
-Zapraszam pana- powiedziałam promiennie się uśmiechając.
Zayn nie podzielał mojego entuzjazmu. Pokiwał głową i podszedł do nas.

Po godzinnej jeździe chłopak zgrabnie zsunął się z siodła. Cała reszta chwilę temu poszła pomóc Olivii przy obiedzie, więc to była jedyna chwila, w której moglibyśmy porozmawiać.
-Zayn, coś się stało?- zapytałam patrząc mu w oczy.
-Sam nie wiem... Wtedy się zdenerwowałem, dlatego wyszedłem. Nie chcę, żebyś znowu cierpiała- zrobił krok do przodu, czym wywołał u mnie lekki dreszcz.
-Nic mi nie będzie. Tym razem nie będę skakała. To był błąd i nie powtórzę go...
Spojrzałam mu w oczy, widziałam, że lekko się mienią. Serce zaczęło bić szybciej, a ja z trudem powstrzymywałam to co chciałam zrobić już parę dni temu.
-Cieszę się- szepnął mi prawie do ucha, bo nasze twarze dzieliło tylko parę centymetrów.
Nie wiedziałam jak mam się zachować, co teraz zrobić. Uznałam, że skoro on nic nie robił, nie czuje tego co ja.. Trzeba mu wybaczyć, serce nie sługa.
-Wiesz, że zmieniłaś moje życie?- zapytał patrząc mi w oczy.
-Co?- lekko się zaśmiałam i spojrzałam na jego tęczówki.
-Nie śmiej się- uśmiechnął się i złapał mnie w tali.
-Zayn.. Chyba nie powinniśmy..- położyłam mu dłonie na piersi i lekko odepchnęłam, lecz on mnie nie puścił.
-Dlaczego?- od razu uśmiech zszedł mu z twarzy.
-Wyjedziesz. Ja zostanę tu i nie będziemy się widywać..- wygięłam usta w linie i spuściłam wzrok.
-To jedź ze mną.
Spojrzałam na niego, a on wydawał się mówić poważnie.
-Że co? Myślisz, że od tak rzucę wszystko i wyjadę?- lekko się skrzywiłam.
-Wiesz... Nie musisz podejmować takiej decyzji teraz. Przemyśl to.
-Ale jak ty sobie to wyobrażasz?
-Nie wiem. Ważne, żebyś była blisko mnie. Bez ciebie... to wszystko nie miałoby sensu. Naprawdę chciałbym żebyś ze mną pojechała. Załatwiłbym ci studia, albo jeździłabyś z nami w trasy... Ale jeżeli nie chcesz tak żyć, to nie będę naciskał- westchnął i puścił moją talię.
-Wiesz.. W sumie to chciałam iść na studia. Porozmawiam z ciotką, ok? Ale nie rób sobie nadziei, sama nie jestem jeszcze pewna- uśmiechnęłam się do niego lekko i dotknęłam jego twarz dłonią.
Spojrzał na mnie i lekko musnął moje usta swoimi. Zapragnęłam więcej i poleciałam na niego. On wycofał twarz i złapał mnie za nadgarstki, bym się nie przewróciłam.
-Przepraszam..- wydukałam cofając się o krok, jednak chłopak nie puścił moich rąk, dlatego nie mogłam wycofać się dalej.
-Nie przepraszaj-uśmiechnął się i przyciągnął mnie bliżej.
-Pójdę już- rzuciłam wyrywając się z jego uścisku.
-Nie uciekaj mi znowu..
Jednym ruchem przyciągnął mnie do siebie. Nasze ciała niemal się stykały, a on patrzył na mnie swoimi brązowymi oczami. Czułam, jak serce łomocze mi w klatce piersiowej, a oddech staje się coraz szybszy.
-Naprawdę chciałbym, żebyś ze mną pojechała- wyszeptał mi do ucha.
-Zastanowię się, dobrze?
-Jasne.. Chodźmy może do domu, bo Niall zacznie się denerwować,że Olivia nie pozwala mu jeść- uśmiechnął i złapał moją dłoń.
Spojrzałam na niego i odwzajemniłam uśmiech. Złapałam jedną ręką za wodze klaczy i udaliśmy się do stajni, gdzie rozsiodłaliśmy Jutę.
-Powiesz im teraz?- zapytałam zatrzymując chłopaka przed domem.
-Jak chcesz. Dla mnie najważniejsze jest to, że jestem z tobą- odpowiedział, po czym złączył nasze usta w namiętnym pocałunku.
Od razu usłyszeliśmy krzyki i oklaski, a po chwili nawet poczułam, że ktoś nas czymś obsypuje. Gdy podniosłam wzrok ujrzałam, że to Niall sypie na nas ryż!
-Horan przestań!- krzyknęłam chowając się za Zaynem.-Nie bierzemy ślubu!
-Ale to takie fajne!- odkrzyknął mi blondyn.- Ale masz racje, nie marnujmy jedzenia.
Podbiegłam do niego i rozczochrałam jego pięknie ułożone włosy. Odpowiedział tym samym, ale na szczęście uratował mnie od niego Zayn. Wszyscy udaliśmy się do kuchni, gdzie pachniało spaghetti.


-Ciociu, chciałabym z tobą porozmawiać..- zagadnęłam temat pomagając sprzątać ze stołu.
-O co chodzi słonko?- wstawiła naczynia do zlewu i spojrzała na mnie.
-Bo wiesz.. Myślałam o studiach w Londynie..
-Bardzo dobry pomysł! Nie martw się o konie, twój kuzyn ma do nas przyjechać. Pamiętasz Matta? Też zajmuje się końmi. Opiekę będą miały dobre- uśmiechnęła się i podeszła do mnie.
-To super!- odstawiłam miskę i uściskałam ciotkę.
-A wiesz na jakie pójdziesz?
-Nie. Ale wiesz.. Bo ja ogólnie chcę iść na studia, tylko nie wiem, czy pójdę..
-Co ty gadasz [T.I.]? Nie rozumiem cię.
-Chodzi o Zayna.-odwróciłam wzrok.
-Było trzeba tak od razu!- krzyknęła i rzuciła mi się na szyję.
-Ciociu zgnieciesz mnie!- wrzeszczałam i próbowałam złapać oddech.
-Wiedziałam od początku!- powiedziała, gdy w końcu mnie puściła.
-To ty wiesz?!
-Jasne! Znaczy domyśliłam się. Chłopaki też mi trochę o tym gadali- uśmiechnęła się i zaczęła zmywać naczynia.
-A to świnie! Idę do nich! Zaraz zaczynamy lekcje- ucałowałam ją w policzek i wyszłam na dwór.
Gdy tylko podeszłam do stajni, słyszałam przeraźliwy śmiech Nialla i reszty zespołu. Minęłam pięć boksy, w których chłopaki zajmowali się swoimi końmi na jazdę i podeszłam do Geronima.
-Cześć śliczny- powiedziałam cicho i otworzyłam zasuwę boksu.
Koń nie odskoczył na bok, lecz też nie podszedł do mnie, tylko odwrócił głowę. Ben przez ostatnie dni dodawał mu do paszy różne zioła i preparaty, które miały go uspokoić. Powoli podeszłam do wałacha i lekko dotknęłam jego szyi, opuszkami palców. Nie zareagował, co było dobrym znakiem. Zaczęłam kreślić małe kółeczka na skórze konia, zaczynając od zadu, kończąc na uszach. Zajęło mi to prawie pół godziny, więc musiałam opuścić Geronima. Dałam mu miętowego cukierka i poklepałam po szyi.
Wchodząc do boksu obok, powitało mnie rżnie.
-Cześć kochany!- podeszłam do Silana i ucałowałam go w chrapy.
Zaczęłam szczotkować srokacza, co nie zajęło mi dużo czasu. Musiałam iść po sprzęt do jazdy, więc udałam się do siodlarni. Ściągając derkę z wysokiej półki, poczułam silne dłonie zaciskające się na mojej tali. Szybko się odwróciłam, chodź wiedziałam kogo ujrzę.
-Gotowy na jazdę?- uśmiechnęłam się, po czym lekko musnęłam usta chłopaka.
-Wszyscy już na ciebie czekamy- wyszczerzył szereg swoich białych zębów i spojrzał mi w oczy.
-Już kończę, możecie zacząć beze mnie- przygryzłam dolną wargę i położyłam mu ręce na szyj.
-Oni już zaczęli- przybliżył mnie do siebie i złączył nasze usta w pocałunku.
-Ty też idź. Będę za pięć minut- puściłam go i schyliłam się do siodło, uzdę i derkę.
-Czekamy- rzucił wychodząc.
Szybkim krokiem poszłam do boksu Silana i zarzuciłam mu na grzbiet derkę,a potem siodło. Szybko założyłam mu uzdę i wyprowadziłam ze stajni. Nie chciałam marnować czasu, więc od razu wsiadłam na konia, kierując go na maneż. Ujrzałam chłopaków na koniach i Bena na środku.
-I jest nasza spóźnialska!
-Ej, ej! Teraz mogę cię staranować moim wierzchowcem!- wyszczerzyłam zęby do Bena i skróciłam wodze.
-Jedź na środek, a nie gadasz!- zaśmiał się i zamknął bramę.
Dołączyłam do chłopaków. Stępowaliśmy jeszcze dziesięć minut, by rozgrzać trochę konie.
-OK. Formujemy zaprzęg! Najpierw pojedzie Silan, potem Jowita, Coco, Kasztanka, Juta i Paula- krzyknął Ben i poszedł na środek maneżu.


Chłopacy naprawdę dobrze jeździli. Jeszcze parę lekcji i mogliby zacząć skakać i galopować. Ale wiadomo, że to nie jest potrzebne, więc nie uczymy ich tego.
Zaczęli stępować, a ja uznałam, że pogalopuje i może nawet raz skoczę przez przeszkodę. Ben nie chciał się na początku zgodzić, ale jakoś go przekonałam.
-Chcesz skakać?- podjechał do mnie Zayn na Jowicie.
-Może. Ale tylko przez jedną malutką- uśmiechnęłam się do niego i wychyliłam z siodła, by go pocałować.
-Uważaj na siebie- przymrużył oczy i odjechał na środek do chłopaków.
Zacisnęłam lekko kolana, a koń momentalnie ruszył. Przyspieszył. Jeszcze szybciej. Galop. Wolność jeźdźca i konia. Włosy rozwiane na wszystkie strony świata i powiew wiatru. Chód konia stał się równomierny i spokojny. Automatycznie się uśmiechnęłam i poklepałam Silana po szyi. Wodze poluźniłam, koń biegł wzdłuż ogrodzenia, jak chciał. W takich chwilach widziałam, dlaczego się od razu go pokochałam. Idealny koń dla mnie.
Zebrałam wodze, a koń wydłużył krok. Skierowałam go na przeszkodę. Nabrałam powietrza do płuc i zrobiłam półsiad. Koń odbił się od ziemi i z wielkim zapasem, przefrunął przez stacjonatę. Od razu się uśmiechnęłam i poklepałam go po mokrej szyi.
-Mój śliczny!- krzyknęłam.
Zarżał i zwolnił przy chłopakach. Nie mogłam przestać się uśmiechać! Zeskoczyłam z konia i uściskałam go. Przytuliłam jego ciepłą od wysiłku szyję. Zaśmiałam się, gdy trącił mnie pyskiem i wypuścił powietrze w moje włosy.
-Kocham cię mały- pocałowałam go w nos i znowu wtuliłam w jego szyję.
-Bo będę zazdrosny!- silne ręce Zayna opatuliły mój brzuch.
-No wiesz! O konia!- odwróciłam się do niego i pocałowałam.
-Kocham cię [T.I.]- wyszeptał między pocałunkami.
-Ja ciebie też Zayn- szepnęłam mu do ucha i wtuliłam się w jego ramię. 

ZaynLoveForever
__________________________________________________________________

HEJOO! Jak tam szkoła ? :) Wiadomo, że super! Nasza polonistka to zjarana Basia... (Ale nie o tym)
W końcu skończyłam tego imagina! Mam nadzieję, że satysfakcjonuje was zakończenie :)
I mam takie pytanie: Czy mamy przestać prowadzić bloga? Ostatnio jest mniej komentarzy i zastanawiam sie, czy nie podoba wam sie to co piszemy? Nie oczekujemy długich poematów na temat naszych prac, wystarczy jedno słowo. Czy wam się podoba, czy nie. Rozumiem, że macie mniej czasu, ale to jest minuta.. Nie chcę was do niczego zmuszać, ale my po prostu sie smucimy z tego powodu, a wtedy imaginy też są w jakimś stopniu gorsze..Oczywiście dziękujemy tym osobom, które nas wspierają. ♥
Dzięki za czytanie, Hope. <3

niedziela, 22 września 2013

# 64.Harry cz.1

-I co myślisz?
-Jest cudownie! Opłaciły się 3 dni ciężkiej harówy – powiedziałam lekko zdyszana.
-Hmmm…To będzie jeden z najlepszych i najpiękniejszych balów w tej szkole! – krzyknęła z entuzjazmem Miley.
-No a jak!  Słuchaj ja tu ogarnę ten bałagan, a ty idź już po samochód i czekaj na mnie na parkingu.
- Ok.
Jak już Miley wyszła, kontynuowałam podziwianie naszej pięknie udekorowanej sali sportowej na bal jesienny. Wszystko było w odcieniach żółci, czerwieni i lekkiej  pomarańczy. Balony nadmuchane helem nadawały przestrzeni  balowego klimatu wraz ze światłami padającymi bezwładnie na podłogę. Trzeba było przyznać, że wyszło nam rewelacyjnie. Po dłuższej chwili zaczęłam zbierać niepotrzebne śmieci do kartonów. Gdy już wszystko było ogarnięte spojrzałam ostatni raz na salę, zamknęłam ją i ruszyłam w kierunku wyjścia. Idąc głównym korytarzem usłyszałam czyjeś kroki.
-Miley?
Nikt nie odpowiadał. Zaczęłam się nerwowo obracać się we wszystkie strony. Nie dość, że było ciemno to jeszcze ktoś się na mnie czaił. Kto by przychodził w nocy do szkoły? Robiłam powolne kroki do tyłu dalej się rozglądając. Nagle coś mnie uderzyło w plecy. Zaczęłam krzyczeć.
-Ciiii już cicho bądź! – szepnął nerwowo chłopak z burzą brązowych lekko kręconych włosów.
-Zgłupiałeś?! Chcesz żebym zawału dostała?!
-Ja zgłupiałem?! To nie ja szwendam się po szkolnych korytarzach w nocy!
-A niby co teraz robisz? – spytałam krzyżując ręce na piersiach.
-No tego…
-HARRY?! – krzyknęła Miley – Co ty tu robisz?
-Musiałem przyjechać… a nie przepraszam musiałem przyjść bo ktoś mi zabrał mój samochód!
-Pożyczyłam tylko ćwoku…
-Pożyczyłaś… bez pozwolenia! – zbulwersował się chłopak.
- Mogę wiedzieć co tu się dzieje? – spytałam zdezorientowana.
-[T.I] to mój przygłupi brat Harry.
- To ty się przyjaźnisz z Miley? Wyrazy współczucia, nikt z nią nie wytrzymuje dłużej niż minuty – powiedział rozłoszczony Harry – i miło mi Cię poznać [T.I] – podał mi ręke.
-Taaa… mi Ciebie też – odwzajemniłam uścisk.
-Bo zaraz rzygnę – rzekła Miley z lekkim grymasem na twarzy – a gdzie twoje fanki Hazzuś hm?
-Jeszcze raz mnie tak nazwiesz to już nigdy więcej nie zobaczysz swojej kolekcji szklanych koników!
-Pff aż mi się nogi trzęsą ze strachu! Lepiej już idź do baru do swoich dziewczynek! Chodź [T.I] idziemy! – pociągnęła mnie w stronę wyjścia.
-Ej, a kluczyki do samochodu?! – krzyknął Harry.
-Proszę bardzo! – wcisnęła mu je gwałtownie w ręke.
-Dziękuję – uśmiechnął się sztucznie ukazując przy tym swoje dołeczki i wyszedł.
-Zadzwonię po mamę poczekaj chwilę ok ? – wyjęła telefon i zaczęła wybierać numer matki.
-Ok ja mogę wrócić na pieszo to nie problem. Mam ochotę się przejść.
-Na pewno? – spytała z troską przyjaciółka.
-Yhym. Pa – cmoknęłam ją w policzek.

Wyszłam ze szkoły szybkim krokiem. Mijając pierwszą uliczkę czekałam na skrzyżowaniu na zielone światło. Nagle centralnie przede mną podjechał identyczny samochód jaki miała Miley. Szyba od strony kierowcy powoli się otwierała i ujrzałam w aucie Harry’ego.
-Wskakuj – powiedział wskazując miejsce koło siebie.
-Nie dziękuję – odpowiedziałam trzęsąc się z zimna.
-Chcesz żebym po ciebie przyszedł? – spytał chyba na poważnie.
-A co Ci tak zależy? Nawet się nie znamy.
-Nie jestem taki jak Miley… Nieważne wsiadaj no!
Przewróciłam oczami i wsiadłam do samochodu jak kazał. Przez pierwsze pięć minut żadna ze stron się nie odzywała. Ciszę przerwał Harry.
-Jak się poznałaś z Miley?
-W pierwszej klasie podstawówki na lekcji plastyki. Nauczycielka dzieliła dzieciaki na pary i wylądowałam z Miley i tak jakoś wyszło – powiedziałam z uśmiechem – a czemu jej nie podwiozłeś?
-Niech ma nauczkę. Może w końcu zastanowi się co robi. Pożyczyła sobie auto za 100000$! Ehh szkoda gadać.
-Dlaczego się z nią kłócisz? Nawet nigdy mi nic o tobie wspominała…
-To się zaczęło od czasu gdy stałem się sławny. Przedtem miałem dla niej więcej czasu. Byliśmy nierozłączni, zawsze razem. Brat i siostra z prawdziwego zdarzenia a teraz? Miley się mści, bo ją zostawiłem, że niby wolę sławę od rodziny co prawdą nie jest. Dlatego stąd częste kłótnie.
-Rozumiem Styles. Zatrzymaj się to tutaj – wskazałam na dom jednorodzinny.
-Ok to… do zobaczenia?
-Może – poruszyłam żartobliwie brwiami co wywołało uśmiech u Harrego –Dzięki, pa.
***

Leżałam na łóżku i wpatrywałam się w zdjęcie, na którym jestem razem z Miley. Chyba będę musiała z nią porozmawiać na temat jej relacji z bratem. Harry to naprawdę miły chłopak i nie mam pojęcia dlaczego się tak na nim mści. Robi ogromną karierę to raczej powinna się cieszyć sukcesem brata czyż nie? Zerknęłam kątem oka na zegarek, 10:03. Nie tracąc czasu postanowiłam zrobić Miley niespodziewaną wizytę.
Lekko skrępowana zapukałam do drzwi. Ku mojemu zdziwieniu otworzył mi ze szczerym uśmiechem Harry.
-[T.I] wspaniale, że przyszłaś! – przyciągnął mnie do siebie Harry.
-Heh to się cieszę, że się cieszysz – odwzajemniłam uśmiech – jest Miley?
-Zaraz powinna wrócić. Zapraszam.
Nic nie mówiąc weszłam do znanego mi domu. Od razu powędrowałam za Harrym na pierwsze piętro. Jego pokój był zaprojektowany bardzo nowocześnie. Praktycznie wszystko czarno-białe, łóżko w totalnym nieładzie i pełno papierków od cukierków walających się po podłodze. Lekko się zaśmiałam na widok tego bałaganu.
-Przepraszam nie spodziewałem się gości – podrapał się nerwowo po głowie.
-Nic nie szkodzi, też nie raz mam taki bałagan – zaśmialiśmy się równocześnie.
Z Harrym naprawdę dobrze się dogadywałam. Totalnie nie rozumiałam Miley, ile ja bym oddała by mieć takiego brata! On szczerze rozumie potrzeby kobiety. Można z nim porozmawiać o wszystkim i to dosłownie. Nim się obejrzałam minęła już godzina odkąd rozmawiałam z Harrym. Ten to miał gadane.
-Hahaha pamiętam jak Miley raz obsmarkała się ciastem czekoladowym! Żałuj, że tego nie widziałaś.
-Serio? Hah dobra już się z niej tak nie śmiejmy – powiedziałam ze załzawionymi oczami.
-Ślicznie wyglądasz jak się śmiejesz…i płaczesz – powiedział.
-Dziękuje – czułam, że zaczynam się czerwienić.
-Czekaj, masz kawełek  ciastka na bluzce – zbliżył się na tyle blisko bym mogła dokładniej przyjrzeć się jego pięknym, zielonym tęczówkom. Nie wytrzymałam i w jednej chwili nasze usta się spotkały. Harry był na początku zdziwiony ale oddał pocałunek. Jak się od siebie oderwaliśmy do pokoju weszła Miley.
-Ha…
Nie wyglądało to za ciekawie: Harry leżący na mnie całym ciałem, wokół nas pełno pootwieranych słodyczy. Styles jak i ja natychmiast wstaliśmy i patrzyliśmy ze strachem na Miley. Łzy zaczęły się jej dobierać do oczu. Nie potrafiła z siebie nic wyksztusić. Momentalnie zrobiła się czerwona. Nie wiedziałam o co chodzi, Harry też miał zdziwioną minę.
-Miley coś się stało? – spytał jakby nigdy nic.
-Nie odzywaj się do mnie więcej! – wrzasnęła.
-Ale on się tylko…
-Zamknij się! – przerwała mi – Myślałam, że jesteś moją przyjaciółką!
-Dalej nią jestem – złapałam ją za ręke, ale niemal natychmiast wyrwała mi się z uścisku.
-Nie dotykaj mnie.
- Miley o co Ci chodzi?! – spytał wkurzony Harry.

Nic już nie odpowiedziała. Wyszła z pokoju trzaskając drzwiami. 
TomlinsonLover
______________________________________________________________________
Witam was kochani! Wiem, że imagin jest króciutki, no ale tak po prostu wyszło. Mam nadzieję, że się spodobał :) Jak już wspominała Hope o koncercie 1D w Polsce ja jeszcze raz powtórzę... nie możemy się poddawać siostry! Jedynym naszym wyjściem jest robienie akcji na TT by nas chłopcy zauważyli (choć z pewnością już nas spostrzegli po takiej pięknej ilość różnych akcji ;) ). Jeżeli macie twittera możecie dać mi follow ( Mrs_TomlinsonPL) daje follow back :* Także do zobaczenia i proszę o komentarze jeśli znajdziecie rzecz jasna czas :) Pozdrawiam wszystkie czytelniczki <3 Katherina.

czwartek, 19 września 2013

# 63. Zayn cz. 6

Z dedykacją dla Directionowej :)

Drzwi sali otworzyły się dość szybko z cichym piskiem. Strzepnąłem rękę przyjaciela i poderwałem się z miejsca, stając przed lekarzem.
-Państwo z rodziny?- zadał rutynowe pytanie.
-Oczywiście- odezwała się Olivia, mijając Bena i podchodząc do nas.
-Ma dużo szczęścia, mały wstrząs, nic więcej. Na szczęście nie ma żadnych złamań, jedynie nadłamana kość nogi. Jej stan jest stabilny, jednak dzisiejsza doba będzie decydująca- powiedział i chciał odejść, ale go powstrzymałem.
-Co znaczy, że będzie decydująca?- zapytałem patrząc na niego dużymi oczami.
-Nie powinno się nic wydarzyć, ale dla pewności będziemy do niej częściej zaglądać- uśmiechnął się sztucznie.
-A możemy ją już odwiedzać?- głos Olivii lekko drżał.
-Tak. Ale pojedynczo i nie na długo- rzucił i szybko zniknął za rogiem korytarza.
Cofnąłem się i usiadłem na krzesło. Wiedziałem, że tą ''jedną'' osobą będzie Olivia. Nie dziwię się i nie mam zamiaru z nią konkurować.
-Pojedźcie do domu. Mój mąż już jedzie. Zrobi wam kolacje i te sprawy- powiedziała automatycznie i złapała za klamkę, powoli otwierając drzwi.
Oparłem tył głowy o oparcie krzesła i lekko się zsunąłem.
-Zayn, zbieraj się- usłyszałem niepewny głos Bena.
Podniosłem głowę i spojrzałem na niego. Jego twarz nie wyrażała nic poza strachem i zmieszaniem.
-Nie mów mi, co mam robić- syknąłem w jego kierunku.
-Ja tylko..
-Tylko co?! Przez ciebie ona teraz tam leży! Walczy o życie! Przez twoją głupotę..- ostatnie zdanie powiedziałem spokojniejszym tonem.
-Ale ja..
-Co ty, co ty?! Znasz się chyba na tym, nie?! Powinieneś jej zabronić, skoro nie jeździła od dłuższego czasu! Pytała cie o zgodę! A ty się zgodziłeś.. Jeżeli ona.. jeżeli stało jej się coś poważnego.. Pożałujesz- rzuciłem przez zaciśnięte zęby.
Spiorunowałem go wzrokiem i ruszyłem w stronę wyjścia, po drodze uderzając w automat do kawy.
-Zayn!- słyszałem za sobą wołanie chłopaków, ale bez skutecznie. Nie miałem chęci odwracać się.
Zbiegłem po schodach i skierowałem się do drzwi. Nie zważając na to, czy ktoś mnie rozpozna i wszyscy będą wiedzieli, gdzie jesteśmy, szedłem chodnikiem przy głównej ulicy miasteczka. Nie było one wielkie jak Londyn, ale miało swój charakter. Stare kamieniczki, mały park z fontanną i dużo zieleni. Po drodze minąłem tylko parę dzieciaków i dwie dziewczyny. Nie musiałem mieć na głowie kaptura, by nikt nie wiedział kim jestem. Niespotykane.
Wyciągnąłem z kieszeni papierosa z zapalniczką i zapaliłem. Dym powoli wylatywał z moich ust. Nie interesowało mnie, że ludzie są negatywnie nastawieni do tego, że palę. Nie wiedzą jak to jest. Cóż, nałóg to nałóg. Próbowałem rzucić nie raz, ale zawsze działo się coś złego i musiałem odreagować. Taki już byłem? Nie sądzę. Gdybym miał dobrą motywację, na pewno by mi się udało. Przestałem palić dwa tygodnie temu.. Znowu się nie udało. Próbowałem nie wdychać dużej ilości dymu, ale i tak jakaś jego część dostawała się do moich płuc, resztę zgrabnie wypuszczałem.
Po długim spacerze wróciłem do szpitala. Od razu poczułem tą szpitalną woń, której nie lubiłem. Ale czego się nie robi dla.. miłości? No właśnie, czy można powiedzieć, że kocham [T.I.]?
Od razu mi się spodobała, a gdy ją lepiej poznałem, zmieniłem się? Ten spokój, czułość, uczciwość, delikatność, zmysłowość.. Była dziewczyną, w której nie powinienem się zakochać.. Diabeł i anioł. Nie brzmi dobrze, jednak nie potrafiłbym odejść od niej. Nie ważne, czy ona czuła to samo. Ważne, żebym był przy niej. Żebym czuł jej ciepło, jak wtedy, gdy umierał Lukas. Żeby jej ciało, chodź na chwilę, dotykało mojego. Żebym mógł złapać jej dłoń, nie na długo, na taki czas, jaki ona by chciała.
Złudne nadzieje. Nie zasługuję na nią. Jest zbyt.. cenna? Złe określenie, nie jest rzeczą. Jest zbyt.. idealna.
Przemierzając korytarz szpitalny, nie zauważyłem małej dziewczynki.
-Oj, przepraszam cię..- wygiąłem usta w lekki uśmiech i zmarszczyłem brwi oraz czoło.
-Nic się nie stało- odpowiedziała mi promiennym uśmiechem.- Zaraz.. Czy ty... Zayn?
-Tak- podrapałem się po głowie, mój uśmiech stał się bardziej szczery. Nie dlatego, że mnie rozpoznała. To ją widziałem, gdy przyjechałem z Olivią.
-Czy.. mógłbyś zrobić sobie ze mną zdjęcie?- zapytała otwierając szeroko oczy.
-Oczywiście.
-Pójdę tylko po mamę- powiedziała prawie piszcząc.
Ruszyłem za nią do małej salki, w której znajdowało się łóżko, duży fotel i szafka.
-Kochanie, gdzie..- nieduża kobieta zdębiała, gdy stanąłem w drzwiach.
-Dzień dobry- uśmiechnąłem się.
-Dzień dobry. Kochanie kto to?- spojrzała na córkę.
-Zayn.. Z zespołu one direction.. Zayn- coraz bardziej zniżała głowę, chyba w niedowierzaniu i kręciła nią na wszystkie strony.
-Ah.. Tak.
Po krótkim dialogu z córką, wyjęła nieduży aparat i cyknęła nam parę fotek.
-Jak masz na imię?- zapytałem trzymając w ręku długopis i kartkę.
-Talia- uśmiech nie schodził jej z twarzy.
-Ślicznie- uniosłem koniuszek ust ku górze i złożyłem podpis z dedykacją dla małej. Podpisałem jej plecak, misia, rękę, jakąś koszulkę i tył telefonu. Przeraziła mnie pod tym względem, ale nie dziwie się, że chce mieć pamiątkę, bo pewnie myśli, że więcej mnie nie spotka.. ale się myli.
-Talia.. dlaczego jesteś w szpitalu?- zapytałem siadając obok niej na łóżku.
-Mam guza mózgu- odpowiedziała, a ja żałowałam, że zapytałem.
-Przykro mi...
-Nie potrzebnie. Wiem o tym już od ponad roku. Zdążyłam się przyzwyczaić- mówiła to normalnie, jakby nie wiedziała, że umiera.
-Jesteś silna..- nie wiedziałem co mam powiedzieć.
-Owszem, muszę. Dla mamy. Ma tylko mnie- spojrzała na mnie.
W jej oczach widziałem spokój, delikatność i siłę, która najbardziej była widoczna. Byłem pod wrażeniem i wiedziałem, że jej tak nie zostawię.
-Wiesz, ile tu jeszcze będziesz?- zapytałem cicho.
-Nie zanosi się, żeby puścili mnie do domu. Jeszcze tu posiedzę- westchnęła.
-Wiesz.. Mógłbym cię jeszcze odwiedzić? Teraz muszę już iść.
-Jasne, że możesz! Jak najbardziej- uśmiechnęła się.
-Mam do ciebie prośbę. Nikt nie wie, gdzie jesteśmy i nie chciałbym, żeby się dowiedzieli- spojrzałem na nią.
-Nikomu nie powiem.
-Dziękuję.
Wstałem, ale zatrzymałem się w pół korku. Sięgnąłem ręką czapkę, którą miałem na głowie i włożyłem jej ją w dłonie.
-Tobie bardziej się przyda- uśmiechnąłem się.
-Dziękuję- powiedziała i uściskała mnie.
-To ja dziękuję- uśmiechnąłem się znowu i wyszedłem z sali. Nasłuchiwałem przez chwilę, jak dziewczynka piszczy ze szczęścia. W końcu dotarłem do celu i usiadłem na krześle. Po niecałych 10 minutach drzwi uchyliły się i wyszła z nich Olivia. Widziałem, że płakała.
-Chodźmy do domu. Lekarz mówił, że obudzi się najszybciej rano- powiedziała wzdychając.
-Zostaję. Jedź- lekko się uśmiechnąłem.
-Zayn, mi też jest ciężko, ale nie możesz tu siedzieć bezczynnie, a do tego nic nie jedząc..
-Zostaję Olivio- powiedziałem poważnie.
-Ale.. A może pojedziesz ze mną do domu, wykąpiesz się, przebierze, zjesz, chwilę odpoczniesz i cię przywiozę. Dobrze? Nie obudzi się teraz, a za godzinę będziesz z powrotem- powiedziała łagodnie, ale stanowczo.
Nie chciałem ulegać, lecz miała rację.
-Dobrze. Ale za godzinę tutaj będę, tak?-dopytywałem dla pewności.
-Jasne, zadbam o to- lekko się uśmiechnęła.
Nie chętnie wstałem i udałem się za nią do samochodu. Szybko wziąłem prysznic, przebrałem się w czyste ciuchy, zjadłem i zabrałem parę rzeczy ze sobą na zajęcie czymś czasu i coś dla [T.I.]. Olivia wpakowała mi parę kanapek, jakieś ciastka i picie. Szybko byłem w szpitalu. Pożegnałem się z kobietą i obiecałem jej, że jakby coś się działo zadzwonię. Biegnąc po schodach, przeskakiwałem po trzy stopnie. Stanąłem przed drzwiami sali i zdecydowanie je otworzyłem.
Serce zwolniło, a przez chwilę zapomniałem o oddychaniu. Leżała na łóżku, taka krucha i blada. Od samego patrzenia chciało mi się płakać, jednak nie pozwoliłem sobie. Usiadłem na krześle obok łóżka i złapałem jej zimną dłoń.
-Tęsknię za tobą..- wyszeptałem i pocałowałem ją w czoło.

Bladą ciszę przerwała pielęgniarka, która przyszła sprawdzić co z pacjentką. Spojrzała na dwa monitory, do których podłączona była [T.I.] przez cienkie kabelki, zmieniła jej kroplówkę i wyszła bez słowa. I znów nastała cisza.
Przez myśl przeleciały mi wspomnienia, nasze pierwsze spotkanie i cały czas, który spędziłem z nią. Wiedziałem, że nic wielkiego się jej nie stało, ale przecież leżała w szpitalu, a tam wszystko może się zdarzyć. Nie dopuszczałem do siebie jednak takiej myśli.
Zmęczony wydarzeniami dnia, oparłem głowę o łóżko i zamknąłem oczy, nadal trzymając jej dłoń.

Przez cztery godziny mojego ''snu'' miałem tylko zamknięte oczy. Albo przychodziła pielęgniarka sprawdzić co się dzieje, albo ktoś głośno przechadzał się po korytarzu. Wyjąłem z kieszeni komórkę, przed północą.
Nie chciałem, żeby cierpiała. Chciałem, by to spotkało mnie, a nie ją. Dlaczego los zrobił jej taką krzywdę?! Czemu padło na nią? Nigdy jednak nie zdobędę odpowiedzi.. Wiedziałem, że świat jest bezlitosny, ale żeby aż tak?! Żeby ranić bezbronną i niczemu winną osóbkę?!
Westchnąłem ciężko i spojrzałem na bladą twarz dziewczyny. Jej dłoń nadal była zimna i nieruchoma. Zaraz, zaraz..
Jej dłoń.. ona się poruszyła! Tak, nie ubzdurałem sobie, znowu to zrobiła. Ścisnąłem mocniej jej rękę i spojrzałem na powieki, które ewidentnie drgnęły.
-[T.I.].. słyszysz mnie?- zagarnąłem niepewnie, jednak szybko pożałowałem.
Głupie pytanie.. Puściłem jej dłoń i szybko wybiegłem z sali, wołając lekarza..

*Twoimi oczami*

Ból, tylko to czułam. Przed oczami ciemność, zimne dłonie i obolała noga, tak jak i całe ciało. Wolny oddech, tętno, bicie serca.
Nie moc, która mnie ogarnęła, przeszkadzała się ruszyć. Czyjaś dłoń chwyciła moją.. Czyjeś usta, lekko musnęły moje czoło... Próbowałam pokazać, że żyję, że czuję.. Nie mogłam..
Chwila odpoczynku, znowu podjęta próba ruchu.. Na nic. Odpuściłam, zasnęłam.

Poczułam jak lekki ciężar schodzi z mojej dłoni. Nie.. Znowu leżał na mojej ręce. Zabrałam resztki sił, nabrane dzięki snu i poruszyłam dłonią. Mocniej zacisnęłam powieki.
I znowu ktoś mnie puścił..
Oślepiło mnie światło. Białe i blade. Ktoś podnosił moje powieki, co sprawiało mi ból, a oczy same się chowały. Gdy w końcu odpuścił, chyba mnie wołał, ale ja nie reagowałam. Nie chciałam i nie miałam siły. Kompletny bezruch..

Minęło trochę czasu. Tym razem już silniejsza, powoli uchyliłam powiekę, ale szybko ją zacisnęłam, bo oślepiło mnie światło wpadające do sali. Po chwili znowu spróbowałam, tym razem moje oczy przyzwyczaiły się do jasności. Nie udało mi się podnieść głowy, ale było mnie stać na wędrowanie wzrokiem po pomieszczeniu. Biały sufit, niebieskie ściany, szara podłoga. Po prawej drzwi, jakaś szafka, po lewej okno i fotel, a obok łóżka krzesło, a na nim chłopak. Przyglądałam mu się przez chwilę. Podniósł głowę i spojrzał na mnie.
-[T.I.]- wymamrotał.
-Zayn..?- zapytałam patrząc na jego twarz.
-Tak. Martwiłem się o ciebie- powiedział dotykając dłonią mojego policzka.
-Wszystko mnie boli..
-Pójdę po lekarza.
Chłopak szybko wyszedł z sali, a ja zostałam sama. Przymknęłam powieki, gdyż głowa mnie rozbolała. Po krótkiej chwili drzwi otworzyły się szybko i wbiegł nimi Zayn razem z lekarzem.
-Dzień dobry, jak się pani czuje?- podszedł do łóżka i spojrzał na monitor obok.
-Dzień dobry. No nie za dobrze. Wszystko mnie boli.
-Nic dziwnego- uśmiechnął się.-Teraz niech pani odpoczywa, zajrzę tu jeszcze.
Wyszedł. Zayn usiadł na krześle obok.
-Twoja ciocia już jedzie, zaraz będzie- lekko się uśmiechnął.
-Dziękuję..
-Za co?- pokręcił głową.

-Za wszystko. Za to, że tu jesteś- pocałowałam go w policzek i uśmiechnęłam się.- Dziękuję. 

ZaynLoveForever
______________________________________________________________

Siemacie! Mam nadzieję, że wam się podoba to co napisałam, bo ja nie jestem z niego zadowolona. Na szczęście to już przedostatnia część, więc szybko go skończę.
Widziałyście już nowe daty koncertów? Niestety nie będzie ich w Polsce za rok, ale może jeszcze ogłoszą trasę! Nie załamywac się, trzeba wierzyć! 
Pamiętajcie o tym, że możemy napisać wam imagina z dedykacją z którymś chłopakiem ! Jeżeli jesteście zainteresowane to napiszcie tu z kim i dla kogo :)
To chyba tyle.. Pozdr, Hope <3

piątek, 13 września 2013

# 62.Louis cz.5 (zakończenie)

PROSZĘ PRZECZYTAĆ NOTKĘ POD IMAGINEM :)


Wtargnęłam do pokoju niemalże potykając się o własne nogi. W głowie czułam nieznośny ból, który jeszcze bardziej doprowadzał mnie do szaleństwa, a oczy wędrowały po całym pokoju. Odetchnęłam z ulgą gdy zobaczyłam Adama śpiącego, ale i na szczęście oddychającego… skoro śpi to logiczne, że oddycha. Usadowiłam się delikatnie na łóżku i poprawiłam mu opadającą blond grzywkę na czoło. Przez ostatnie dni czułam do niego nienawiść i obrzydzenie, ale ta wiadomość sprawiła u mnie troskę o niego. Nigdy bym sobie tego nie wybaczyła gdyby coś mu się stało, nigdy bym nie wybaczyła Louisowi. W tej chwili pomyślałam sobie, że być może za ostro potraktowałam Tomlinsona, bo przecież nie chciał źle, ale zrobił to umyślnie i właśnie to nie daje mi spokoju. Kocham go, ale jego postępek był niewiarygodnie nieodpowiedzialny. Teraz na razie musiałam zaopiekować się poszkodowanym. Poczułam na policzku pojedynczą łzę, która swobodnie spłynęła na okolice mojej szyi. Ta łza wyrażała moją ulgę, ale i jednocześnie ból, który był przyczyną prawdopodobnego rozstania z Lou.
-[T.I]? – usłyszałam niemrawy głos wyrywający mnie z myśli.
-Jak się czujesz? – spytałam z troską?
-Już lepiej… Ale nie mam pojęcia dlaczego zasnąłem. Wyszedłem z łazienki i nagle ogarną mnie sen. Dziwne – podrapał się po głowie.
-Najważniejsze, że nic Ci nie jest – przytuliłam go, a raczej dusiłam.
-Spokojnie to tylko zatrucie – zaśmiał się.
-Słuchaj, a obraził byś się gdybym poszła se popływać? – spytałam niepewnie. Chciałam się przez choć krótką chwilę zrelaksować i dać odprężenie mojemu organizmowi. Całymi tymi nerwami byłam wykończona.
-Oczywiście, że nie. Leć. Ja i tak jeszcze nie jestem na siłach – uśmiechnął się wdzięcznie.
-Na pewno? A może Ci coś przygotować do jedzenia, albo przygotować łazienkę, albo…
-Idź! – krzyknął i pocałował mnie w czoło.
-No dobra… - powiedziałam zakłopotana i skierowałam się w stronę szafy, by wziąć najpotrzebniejsze rzeczy na basen
***
Żwawym krokiem podeszłam do recepcji w celu odebrania ręcznika. Nacisnęłam na malutki, srebrny dzwoneczek, który wydawał z siebie wysoki i głośny dźwięk. Zaraz potem do lady podeszła skromnie, ale i elegancko ubrana blondynka o pięknych niebieskich oczach. Na moje oko miała z 30 lat.
-W czym mogę pani pomóc? – uśmiechnęła się kładąc ręce na blat.
-Chciałabym się zapisać na basen.
-Nazwisko?
-[T.N]. [T.I] [T.N].
Kobieta imieniem Rose (wyczytałam z plakietki) na moje nazwisko wzdrygnęła się lekko i otworzyła szeroko oczy, ale chwilę potem z trudem się opanowała i szukała przez chwilę czegoś w szafie. Jej zachowanie było naprawdę dziwne, nie wiedziałam o co jej chodzi. Położyła przede mną śnieżnobiały ręcznik z wyszytym  napisem ‘’I’m sorry’’. Spojrzałam na nią spod byka, ale kobieta udawała twardą. Nie miałam pojęcia o co jej chodziło.
-W hotelu jest jakiś dzień wyznań i przeprosin? – zaśmiałam się najlepiej jak potrafiłam.
-Nie proszę pani.
Czułam się już na tyle niekomfortowo w tej dziwnej sytuacji, że bez słowa odeszłam od recepcji. Cały czas zastanawiałam się nad podejrzanym zachowaniem recepcjonistki. Postanowiłam już nie rozmyślać dłużej na ten temat i pociągnęłam za drzwi wejściowe do szatni. Moją uwagę przykuły schowki, na których również był naklejony napis ‘’I’m sorry’’. Teraz naprawdę przeszła mnie jakaś paranoja, bo to nienormalne i w ogóle nie pojęte. Po co?
Zdjęłam ubrania i przebrałam się w czarny strój kąpielowy, który idealnie podkreślał moją oliwkową cerę. Choć na chwilę się uśmiechnęłam, ale zaraz ten uśmiech z twarzy mi zniknął. Nie miałam ochoty żyć i jak kolwiek funkcjonować. Cicho westchnęłam i jeszcze raz spojrzałam podejrzliwie na wszystkie szafki i poszłam na teren krytego basenu. Walnęłam ręcznik na jednym z kilku brązowych leżaków i przyjrzałam się nienaturalnie niebieskiej wodzie. Znowu doznałam szoku. Na basenie był podświetlany znowu ten sam napis, tylko tym razem z moim imieniem. Teraz już wiedziałam czyja to sprawka. To serio słodkie – pomyślałam. Ale gdzie jest Louis? I po co on to wszystko robi? Nie mógł mnie jakoś inaczej…. Przepraszać?
-[T.I]? – wyrwał mnie z myśli męski głos.
Wzorkiem szukałam Tomlinsona, którego rzecz jasna poznałam po głosie. Nikt nie ma tak melodyjnego głosu jak on. W końcu go znalazłam w rogu pomieszczenia w kąpielówkach.
-Skąd wiedziałeś, że tu będę? – spytałam z zimnym tonem – I po co to wszystko?
-Posłuchaj… przepraszam Cię naprawdę. Nie wiem co mam już zrobić byś mi wybaczyła. Chyba nic mu nie jest co? – skierował wzrok w dół bawiąc się swoimi palcami jak mały dzieciak.
-Nie, na szczęście nie – westchnęłam – Louis jak ty to robisz?!
-Ale co? – spytał zdziwiony.
-Bo już cała złość ze mnie zeszła i mam ochotę Cię przytulić – skrzyżowałam ręce na piersiach cicho prychając.
-Zapraszam – rozłożył ręce na dużą szerokość.
Szybko reagując na sugestię Tommo rzuciłam się w jego ramiona i poczułam kurczowe ściskanie. Był tak bardzo przejęty, że bał się mnie puścić. Czułam to i ja również nie chciałam go już nigdy więcej stracić. Wtuliłam się jeszcze bardziej w jego osobę czując zapach jego nieziemskich perfum. Znowu poczułam się jak księżniczka, która jest teraz przy swoim księciu.
-Obiecaj, że już się nigdy nie pokłócimy – powiedział łamliwym głosem.
-Obiecuję – musnęłam jego klatkę piersiową.
Louis odsunął się na niewielką odległość by móc mnie pocałować. Uniósł palcem mój podbródek i już miało to nastąpić gdy nagle przerwał nam najbardziej znany mi głos na świecie.
-Co tu się dzieję?! – krzyknął Adam.
Natychmiast spanikowana odsunęłam się Tomlinsona na odpowiednią odległość. Momentalnie zrobiło mi się słabo i w pewnej chwili zapomniałam jak się oddycha. Właśnie zostaliśmy przyłapani, to koniec – myślałam. Nogi same się pode mną uginały, ale nie dawałam po sobie tego poznać. Starałam się mieć kamienną twarz, ale moje oczy same mówiły za siebie.
-Nic my tylko… - zaczęłam jęcząc.
-Kochamy się – uśmiechnął się promiennie Louis.
-Słucham?!
-To co usłyszałeś.
-Jak to się ‘’kochacie’’?! [T.I] o czym on mówi?! – darł się.
-A co ty tu właściwie robisz? Przecież byłeś taki zmęczony i tak kochamy się, nie mogę tego dłużej przed tobą ukrywać. Nie zapewniłeś mi wszystkiego czego chciałam. Czułam się przy tobie nie chciana, zawiedziona i w ogóle nie atrakcyjna bo nie zwracałeś na mnie najmniejszej uwagi. Tylko jak chciałeś jeść, albo wyprasować koszulę. Po to Ci byłam potrzebna. Do służenia tobie i robienia twoich wszystkich zachcianek. Kocham Cię, ale jak brata i to uczucie jest już od dłuższego czasu, bo praktycznie nic już do Ciebie nie czuję. Kocham Louisa, bo on po prostu kocha mnie i dba o mnie, martwi się i jest gotów zrobić dla mnie wszystko. Wiem to – chwyciłam dłoń Lou. Na jego twarzy zawitał jeszcze bardziej promienny i wdzięczny uśmiech, a jego policzki przybrały odcień dojrzałego jabłka. Był dumny.
-A więc tak?! Wolisz tego lalusia ode mnie?!
-Wypraszam sobie grubasie – fuknął Tomlinson – jeśli masz jakiś problem to załatwmy to w cztery oczy, chyba że się boisz.
-Ja się niczego nie boję chudzielcu. Przynajmniej mam trochę masy, a ta szmata chcę takiego chuderlaka… ja pierdole nie wierzę – zaśmiał się sztucznie.
Coś mnie tknęło. On nazwał mnie szmatą, chociaż nigdy nawet nie nazwał mnie głupią. Nie chciałam by mnie znienawidził, no ale cóż się dziwić. Zdradziłam go i ma do tego całkowite prawo, ale nazywanie mnie tak… zabolało. Na twarzy mojego kochanego pojawiła się wściekłość. Na jego szyi pojawiły się pulsujące żyłki i nabrał koloru delikatnej barwy buraka. Ścisnęłam nasze dłonie jeszcze bardziej, ale wcale na to nie reagował, patrzył na Adama z nienawiścią.
-Jak ty ją nazwałeś…?
-Szmatą… przeliterować?
-Zabije Cię gruby skurwielu – chciał podejść do niego, ale zatrzymałam go. Wiedziałam, że Louis jest sto kroć silniejszy od Thomsona bo miał formę, której Adam nie miał wcale. Nie chciałam również by stała mu się krzywda.
-Daj spokój Louis… nie warto, zasłużyłam sobie – pogładziłam jego policzek.
-Nie zasłużyłaś sobie na takie traktowanie. Jesteś moją dziewczyną, moim skarbem, a mojego skarba nie ma prawa obrażać nikt. Tym bardziej ten wieprz.
-Przegiąłeś! – krzyknął Adam rzucając się w naszą stronę. Podczas na nasz nalot chłopak nieszczęśliwie się poślizgnął i z łomotem walnął głową o kafelkową posadzkę. Wykrztusiłam z siebie głośny krzyk, natomiast Louis miał oczy szeroko otwarte. Szybko do niego podbiegliśmy i sprawdzaliśmy jego puls. Blondyn tak zarył głową o ziemię, że stracił przytomność. Zaczęłam panikować.
-Kochanie nie denerwuj się ok? Zaraz się obudzi.
-A co jeśli nie? – powiedziałam przez łzy.
Louis nie odpowiadając wziął w garść sporą ilość cieczy z basenu i oblał nią twarz Adama. Chłopak momentalnie się podniósł i zmierzył nas wzrokiem. Jego twarz wyrażała zdziwienie.
-Gdzie ja jestem? – podrapał się po głowie jak to w jego zwyczaju.
-No jak to gdzie?! Na basenie… nie pamiętasz? – coś oświeciło Tomlinsona.
-No… nie – odpowiedział – ale kim wy jesteście?
-O mój boże – wydusiłam.
-Jesteśmy twoimi przyjaciółmi – zaczął kłamać Louis – byliśmy na basenie i zaraz potem mieliśmy wychodzić, ale nieszczęśliwie się poślizgnąłeś i tak o to tutaj na tobą siedzimy.
-Aha – mruknął.
-Ale pamiętasz jak masz na imię? – spytałam roztrzęsiona.
-Adam Thomson, mam 22 lata, jestem informatykiem w firmie Techno i… to wszystko co pamiętam. Ciebie wgl nie kojarzę. Ani Ciebie – wskazał na Louisa.
-Nic nie szkodzi – rzekł łagodnie Tommo – idź na nas zaczekać w szatni dobrze?
Bez słowa skierował się w stronę białych drzwi. Zostaliśmy sami.
-Wiesz co to oznacza [T.I]? – spytał z ekscytacją.
-Będziemy mogli być już razem bez żadnych tajemnic i ukrywania się! – rzuciłam mu się w ramiona obdarzając namiętnym pocałunkiem.
-Dokładnie. Ale jesteśmy okropni, bo cieszymy się z czyjegoś nieszczęścia – zaśmiał się.
-Jak chcesz zaraz mu wszystko przypomnę – drażniłam się.
-Tylko spróbuj – wtulił się we mnie – teraz możemy być już na zawsze razem pani Tomlinson.
-Pani Tomlinson?
-Tak. Już nie długo – pocałował mnie jeszcze raz z dwukrotną siłą i wróciliśmy do hotelu razem… w końcu szczęśliwi.
TomlinsonLover
________________________________________________________________
Cześć wam! Chciałabym was bardzo przeprosić za tak długą nie obecność, ale 3 klasa gimnazjum jest mega męcząca i po prostu nie raz nie mam czasu. Oczywiście to nie oznacza końca bloga broń Cię panie boże tylko martwi nas tak mała ilość komentarzy. Nie podobają się wam nasze imaginy? Czy coś jest w nich nie tak? Mamy naprawdę dużo pomysłów a komentarzy malutko ostatnio. Oczywiście rozumiem, że też macie szkołę i to rozumiemy :) Więc jeśli się spodobało to skomentuj, lub wypełnij ankietę która jest na blogu po prawej stronie :) I wgl co myślicie o tym imaginie? Mam nadzieję, że się spodobał i do zobaczenia. PAMIĘTAJCIE O ANKIECIE <3

sobota, 7 września 2013

# 61 Liam




Gdy się mieszka pod jednym dachem z pięcioma braćmi, nie ma się praktyczne ani odrobiny spokoju. Po prostu nie da się w ciszy poczytać książki lub pooglądać, którejś z tych typowo babskiej telenoweli, aby żaden z nich ci nie przeszkadzał w jakiś wymyślny sposób, np. wczoraj oglądałam najnowszy teledysk One Direction na you tube, gdy do pokoju wparował Chad z Fabriziem (3 lata starsi ode mnie bliźniacy) z kartonami na głowach, śpiewając na głos “I’m sexi and I know it!”. Taaa... kochana rodzinka. Z kolei dzisiaj od samego rana Max, Dan i Lewis grali z piłkę w salonie, tłukąc od czasu do czasu to i owo (gdy nie ma w domu rodziców żadna siła nie zdoła ich ogarnąć). Postanowiłam udać się  do parku z nadzieją, ze chociaż tam będę mogła w spokoju poczytać. Chwyciłam egzemplarz “Siła marzeń. Życie w One Direction” i wyszłam z domu. Po pięciu minutach byłam już na miejscu. Usiadłam na białej ławce, stojącej w cieniu bardzo starej, malowniczej wierzby. O tej porze w parku praktycznie nikogo nie było. Gdyby nie ciche ćwierkanie ptaków, śmiało mogłabym powiedzieć, że panowała niczym niezmącona cisza. Otworzyłam książkę i zagłębiłam się w opowieściach Liama. Czytałam i czytałam, gdy nagle usłyszałam jakiś męski głos nade mną. Podniosłam wzrok i moim oczom ukazał się przystojny chłopak o ciemnych oczach i włosach. Bardzo mi kogoś przypominał.
- Cześć, mogę się dosiąść? – spytał, uśmiechając się zniewalająco.
- Jasne – odparłam i gdy chciałam wrócić do czytania, i „coś mnie trafiło”. Poczułam się trochę jak porażona piorunem. Spojrzałam jeszcze raz na zdjęcie Liama Payne’a, a później powoli przeniosłam wzrok na chłopaka, siedzącego koło mnie. Nadal nie dowierzałam, powtórzyłam to raz jeszcze i jeszcze raz. Nieznajomy chyba zauważył moje zakłopotanie, bo widać było, że z trudem powstrzymuje  się od śmiechu.
- Ty… Jesteś… To ty… - zdołałam wydukać tylko tyle, a tym razem chłopak się roześmiał.
-Tak, to ja – powiedział, uśmiechając się i wyciągając do mnie rękę. Myślałam, że tam zemdleję. – Jestem Liam, ale to już wiesz. A ty nazywasz się…?
- Jestem [T.I.] – odparłam, niemal czując jak się rumienię. On znowu się uśmiechnął, przeciągając się jak kot.
- Ciekawe – wskazał na książkę.
- Tak… Właśnie była w trakcie czytania ciebie, kiedy ktoś, nie wskażę nikogo palcem, mi przerwał – spojrzałam wymownie na niego, czym go zresztą rozbawiłam.
- Wiesz… Jeśli chcesz mogę sobie pójść i będziesz mogła podziwiać cudnego Payne’a tylko na zdjęciach, a nie w całej okazałości – teraz to oboje wybuchliśmy śmiechem.
-  Jakiś ty skromny! – i znowu się roześmieliśmy.
- Wiesz co? Lubię cię – powiedział po chwili, a ja poczułam jak moje ciało przeszywa fala gorąca. – Może skoczymy na jakąś kawę czy coś? – na dźwięk tych słów moje serce zaczęło bić tak szybko, że bałam się, iż Liam to usłyszy.
- Jasne, czemu nie – uśmiechnęłam się, rumieniąc się jeszcze bardziej. Zabrał mnie do Lori’s Cafe. Nie pamiętam o czym rozmawialiśmy po drodze, ale to nie ważne. Liczy się to, co mówił teraz.
- Ja wiem, że znamy się dopiero od – spojrzał na wiszący nad drzwiami zegar z podobizną The Hooters – 2 godzin, ale tyle mi wystarczy, żeby stwierdzić, że jesteś zupełnie inna od znanych mi dziewczyn… - spuściłam wzrok. To przecież było do przewidzenia. Otaczają go piękne, sławne dziewczyny, tak jak on mega utalentowane, a ja? Ja jestem zwykłą szara myszką. Po prostu go nudzę. Mogłam się tego domyślić, że po spotkaniu Liama Payne’a, liczenie, że zyska się jego przyjaźń lub coś więcej było po prostu głupotą. To byłoby już zbyt wiele.
- Oh, no tak… - westchnęłam, starając się nie patrzeć w jego bursztynowe oczy. – Chyba już pójdę…
- Nie, zaczekaj – powiedział, łapiąc mnie za dłoń, kiedy wstawałam. – Chodziło mi, że jesteś wyjątkowa.
- Ja? Wyjątkowa? – spytałam z mieszaniną ulgi i niedowierzania. – Co we mnie takiego nadzwyczajnego?
- Wszystko – stwierdził krótko, rysując kciukiem kółka na mojej dłoni. – Jesteś zabawna, miła, szczera i piękna.  Nigdy nie spotkałem takiej dziewczyny – uśmiechnął się olśniewająco. – Nie wiem jak to wytłumaczyć, ale czuję jakbym znał cię od zawsze, mimo naprawdę to tylko 2 godziny. Może to szaleństwo, ale zostaniesz moją dziewczyną? – tym to mnie zupełnie zaskoczył. Nie mogłam w to uwierzyć. Ja, zwyczajna dziewczyna, siedzę sobie w kawiarni razem z gwiazdą światowego formatu, Liamem Paynem i dostaję propozycję bycia jego dziewczyną? Miałam wrażenie, że w moich żyłach nie Łynie już krew, lecz czysta euforia. Czy to dzieje się naprawdę czy może mam za chwilę obudzić się w łóżku, aby okazało się, iż to był tylko sen?
- Tak – odparłam, nie mogąc pohamować uśmiechu.
- Serio? To wspaniale! – on też się uśmiechnął.
***
- I właśnie tak poznałaś tatę? – spytała ośmiolatka, patrząc na mnie bursztynowymi oczami Liama, w których teraz malowało się zaciekawienie.
- Tak, Chloe – powiedziałam, gładząc ją po roztrzepanej główce.
- Wow, to musiało być super – przyznała zafascynowana.
- No, było super – w pokoju pojawił się Liam, stał oparty o framugę drzwi, wgryzając się w jabłko. – A o czym mówimy? – spojrzałam wymownie w sufit, a on się roześmiał.
- O was, tatusiu! – powiedziała, zarzucając się Liaśowi na szyję.
- No właśnie, o nas, tatusiu – powtórzyłam, a on pocałował mnie delikatnie w policzek.
_____________________________________________________________________________

Cześć, Directioners? Jak tam 1 tydzień w szkole? Ja czuję się jakbym chodziła już co najmniej semestr o.O Zmienię status na zmęczona życiem... A wy? xd  Ale 1D osłodził mi nawet 1 dzień w szkole :) To znaczy słuchałam ciągle Summer love przy otwartym oknie i kilka razy zawył alarm samochodowy gdzieś niedaleko mojego domu... Ale to szczegół ;)