poniedziałek, 30 grudnia 2013

#84. Zayn cz.1

Po kolejnym incydencie w szkole, w końcu mnie wywalili. I dobrze, nie potrafiłam chodzić na lekcje i siedzieć na nich cicho. Za dużo wagarowałam, a po tym jak "pobiłam" się z jedną pudernicą, dyrektorka po prostu mnie wyrzuciła. Niestety musiałam sama powiedzieć to babci, która jako jedyna przy mnie została. Moi rodzice wyjechali do Londynu, niby do pracy na rok, ale nadal nie wrócili, a minęły cztery lata.
Doszłam w końcu do domu i nadszedł ten moment, w którym miało się wszystko rozstrzygnąć. Powoli otworzyłam drzwi i weszłam do środka. Zdjęłam buty i kurtkę, a torbę wzięłam do ręki.
-Babciu jesteś?- zapytałam najciszej jak potrafiłam. Chciałam czmychnąć na górę, lecz Lisa złapała mnie swoją delikatną dłonią za nadgarstek.
-Tak łatwo się nie wywiniesz- powiedziała całkiem poważnie i lekko szarpnęła mnie w swoją stronę. Poszłam za nią do kuchni, gdzie ślicznie pachniało makaronem ze szpinakiem i brokułami.
-Usiać, obiad zaraz będzie gotowy- powiedziała podchodząc do blatu kuchennego. Salon i kuchnia były połączone, więc dokładnie widziałam co robi.
-Co tym razem?- zapytała przynosząc na stół miskę z obiadem.
-Nic ważnego..- uśmiechnęłam się, by ukryć moje zmieszanie.
-Nie kłam- powiedziała poważnie i usiadła naprzeciwko mnie.
Spojrzałam w jej błękitne oczy i chwilę przypatrywałam się lekko siwawym włosom. W jej twarzy, można było dostrzec moją matkę. Niby tylko ja to widziałam, ale to może było spowodowane czasem spędzonym z nimi. Z babcią za dużo, z mamą za mało. Chyba nie tak powinno być..
-Wywalili mnie- odpowiedziałam w końcu i ułożyłam usta w dzióbek po prawej stronie twarzy.
-Znowu mam iść do szkoły?- spojrzała na mnie błagalnie. Widziałam, że ma wszystkiego dość. Wszystko przeze mnie..
-Nie. To już na dobre.. - spuściłam wzrok i nałożyłam sobie jedzenie.
-No cóż.. Zadzwonimy dziś do rodziców, a teraz jedź kochanie. Idę do sąsiadki, wrócę za dwie godzinki- pocałowała mnie w czubek głowy i zabierając płaszcz, wyszła z domu.
Szybko skonsumowałam obiad i poszłam do swojego pokoju, który mieścił się na górze. Włączyłam muzykę i usiadłam na łóżku. Wiedziałam, że gdy zadzwonimy do rodziców zdecydują, że mam przylecieć do nich. Ostatnim razem podsłuchałam ich rozmowę z babcią. Mama była załamana, a ojciec mocno wkurzony.
Postanowiłam pożegnać się z najlepszymi przyjaciółmi. Założyłam czarne jeansy, bluzkę z długim rękawem i krótkie sztyblety, w kolorze spodni. Rozpuściłam włosy i wyszłam z domu. Szybko byłam na miejscu. Weszłam do jedynego miejsca, gdzie czułam się dobrze. Od razu do moich nozdrzy doszedł zapach fajek, który mieszał się z odrobiną alkoholu.
Podeszłam do dziewczyny w różowych włosach, która siedziała za biurkiem i stukała coś na klawiaturze, wpatrzona w ekran komputera.
-Co tam robi moja kochana Steph?- zapytałam wieszając jej się na szyi.
Dziewczyna od razu przestała pisać i przytuliła się do mnie.
-[T.I.]! A muszę wklepać chłopakom do planu nowych klientów- powiedziała z uśmiechem.
Steph zajmowała się stroną biznesową, tego uroczego miejsca, ale sama też robiła tatuaże. Dwa lata temu, razem z bratem założyli studio tatuażu Drakkar. Interes się rozkręcił i zatrudnili jeszcze dwóch tatuażystów, Jaya i Maka. Ja przychodziłam tu od dwóch lat, czasami zastępowałam któregoś z chłopaków, gdy byli po imprezie. Najczęściej odwdzięczali mi się tatuażem.
-Co tam słychać?- zapytałam puszczając przyjaciółkę.
-Jakoś leci. Najważniejsze, że klientów dużo- uśmiechnęła się.-A jak u ciebie? Znowu nie poszłaś do szkoły?
-Wywalili mnie- cicho westchnęłam i usiadłam na krześle.
-Jakoś nie jestem zaskoczona- zaśmiała się.-Częściej bywałaś tu niż tam.
-Co ja poradzę, że mi się tam nudziło? Jeszcze jakby mówili o czymś sensownym.. Ale chyba tym razem polecę do rodziców.
-Jak to? Kto teraz będzie zastępował naszych chłopaków?
-Poradzą sobie. Najwyżej zrobią krzywy tatuaż- wzruszyłam ramionami.
-Masz racje- zaśmiała się.-Będzie nam ciebie brakowało..
-Mi was też. Ale będę odwiedzała babcię. A z resztą to nie jest wiadome na pewno. Przyszłam, bo nie wiem czy będę miała okazję się pożegnać.
-Mam nadzieję, że nie wyjedziesz- uśmiechnęła się i ścisnęła moją dłoń.
-Zobaczy się..- spuściłam wzrok.-Wiem, że to moja wina. Nie chcę męczyć babci, więc chyba sama ich o to poproszę. Może tam się odnajdę.
-Wiesz, że zawsze jest u nas miejsce dla ciebie. Praca też by się znalazła.. Ale ucz się- ucięła, bo drzwi wejściowe się otworzyły.
Stanęło w nich dwóch chłopaków. Pierwszego rozpoznałam od razu, Nicka nie da się pomylić. Czarne, krótkie włosy, brązowe oczy, smukła i wysoka sylwetka. Zawsze w glanach, podartych, czarnych spodniach i skórzanej kurtce. No i nie miał czasu, żeby się ogolić, jak zawsze.
Ten drugi wiele się od niego nie różnił. Nawet mogłabym powiedzieć, że są braćmi, gdyby nie fakt, że znałam Nicka.
-O kogo moje oczy widzą- podszedł do mnie i mocno przytulił.-Cześć śliczna.
-Cześć przystojniaku-pocałowałam go w policzek.
-Znowu wagary?- zapytał, gdy już mnie puścił.
-Raczej nie. Wyrzucili mnie- uśmiechnęłam się słodko.
-Czemu mnie to nie dziwi.. - wyszczerzył zęby i pocałował siostrę w czoło. Poszedł do swojego pokoju zostawiając otwarte drzwi, by chłopak, który szedł za nim mógł wejść.
-Przystojniak, co? - Steph oblizała wargę i lekko ją przygryzła.
Nie zdążyłam się mu przyjrzeć, ale moja przyjaciółka miała racje..
-Masz nieczyste myśli- strzeliłam jej z łokcia.
Zaśmiała się.-Życzy sobie paniusia tatuażyk?
-A wiesz, że myślałam nad takim jednym? 'Be true to who you are'
-To idziemy!- wygięła usta w niedbały uśmiech i pociągnęła mnie za rękę do swojego uroczego gabinetu.

Po prawie dwóch godzinach tatuaż już zdobił mój bok brzucha. Dziewczyna postarała się z napisem.
Gdy wychodziłam z jej gabinetu zadzwonił mój telefon. Na wyświetlaczu pojawiło się zdjęcie mamy.
-Cześć słonko- zaczęła.
-Cześć- powiedziałam niezbyt miło i wyszłam na zewnątrz.
-Babcia dzwoniła...- westchnęła.
-No i ?- oparłam się o ścianę budynku.
-Wiem, że cię wyrzucili.. Powiedz, dlaczego sprawiasz nam tyle kłopotów?- zapytała jakby bezsilnie.
-To wy mnie zostawiliście..- chciałam zwalić winę na nich, na osoby, które nie interesowały się moim życiem.
Moi znajomi zazdroszczą mi, bo rodzice nie wtrącają się w moje życie.. Ale ja chciałabym, żeby to robili. Wiedziałabym chociaż, że im zależy...
-Nie mów tak.. Nie chcieliśmy tego, ale tu mamy dobrą pracę. Ciebie pilnuje babcia i zapewnia ci najlepszą opiekę..
-Ale to wy powinniście mi ją zapewnić! Ona już spełniła swój macierzyński obowiązek i wychowała ciebie! Nie rozumiesz, że wcale mnie nie znacie? Nie interesujecie się co robię, kiedy i z kim.. Interesują was tylko pieniądze i to jak je zdobyć!- krzyknęłam i rozłączyłam się.
Usiadłam na schodkach i ukryłam twarz w dłoniach, jednak szybko się zebrałam i wróciłam do środka.
-Będę się zbierać- zmusiłam się do uśmiechu i stanęłam przed przyjaciółką.
-Poczekaj jeszcze chwilę!- pociągnęła mnie za rękaw bluzy.
-Muszę iść.. - odpowiedziałam cicho, nawet nie wiem, czy zrozumiała.
-Nick cię odwiezie..- powiedziała błagalnie.
-Nie chcę go wykorzystywać. Ale dobra, zostanę jeszcze chwilę. Ale idę za pół godziny, żeby nie wracać nocą- uśmiechnęłam się.
-I tak cię odwiezie. Nawet nie będę musiała go prosić- wyszczerzyła zęby i oblizała wargę.
-Przestań- lekko ją popchnęłam.
Przez kolejne pół godziny, przyjaciółka zagadywała mnie na różne tematy. Powiedziała, że poznała jakiegoś faceta na mieście i przyjdzie do niej jutro na tatuaż. Była strasznie podjarana, bo bardzo jej się spodobał. Przerwał nam Nick, który wszedł do pokoju.
-[T.I.] słonko, za jakiś czas będę jechał w twoje okolice, więc się z nami zabierzesz, prawda?
-Jasne, jak mogę- uśmiechnęłam się nieśmiało.
-No jasne! Zaraz przyjdź.
Kiwnęłam głową, a ten wyszedł, zamykając drzwi.
-Widzisz?- dźgnęła mnie w żebra Steph.
-Nie denerwuj mnie- spiorunowałam ją wzrokiem i wróciłyśmy do gadania.
Po niedługim czasie, siedziałam już w czarnym audi Nicka. Usiadłam z tyłu, bo jechał z nami jeszcze ten drugi chłopak. Z ich rozmowy wywnioskowałam, że nazywa się Zayn.
Gdy samochód stanął przed moim domem, pożegnałam się i wysiadłam, ale Nick poszedł za mną.
-Mam nadzieję, że nie wyjedziesz..- szepnął mi do ucha i złapał w tali, przyciągając do siebie.
-A co ci tak na tym tak nagle zależy, co?- zapytałam lekko odchylając się do tyłu i marszcząc brwi.
-Bo zależy mi na tobie..- chciał mnie pocałować, ale ja lekko go odepchnęłam.
-Przestań..
-O co ci chodzi?- puścił mnie i zrobił krok do tyłu.
-Jedź już..- odwróciłam głowę i chciałam otworzyć drzwi, ale chłopak złapał mnie za nadgarstek.
-Nick, jedziemy?- uratował mnie Zayn siedzący z samochodzie.
-Tak- odkrzyknął i dodał ciszej.- Do następnego razu- puścił moją dłoń i odszedł do samochodu.
Rzuciłam jeszcze wdzięczne spojrzenie chłopakowi i weszłam do domu.
-[T.I]!- do moich uszu dobiegł cichy krzyk mojej babci.
-Idę-westchnęłam i poszłam do salonu, gdzie siedziała.
-Rodzice zaraz zadzwonią, przyniesiesz swój komputer?
Kiwnęłam głową i skoczyłam do pokoju po laptopa. Położyłam go na stole i odpaliłam. Po chwili, zadzwonili do nas rodzice na Skypie.
-Cześć słonko- powiedziała niepewnie mama.
-Cześć- odparłam niechętnie.
-[T.I.] dasz nam porozmawiać z babcią?
Wstałam i bez słowa wyszłam, zostawiając ich samych. Poszłam do łazienki, po drodze zahaczyłam o pokój i wzięłam z niego ubrania. Wzięłam szybko prysznic i przebrałam się w wygodne dresy. Gdy zeszłam na dół, babcia jeszcze rozmawiała z rodzicami, więc poszłam do kuchni tylko się napić. Jednak jak wracałam zawołali mnie.
-Przylecisz do nas.. Nie będziemy wykorzystywać babci.. - powiedziała mama tak, jakby chciała mi coś udowodnić.
-Nie jestem zaskoczona.. - udałam, że mi nie zależy.
-Już masz załatwione miejsce w nowej szkole. Będziesz chodziła do klasy z córką naszych znajomych. Lot masz w piątek- dokończył tata.
Rozmawialiśmy jeszcze chwilę, po czym powiedzieli, że muszą kończyć, bo są zmęczeni po pracy. No tak strefa czasowa. Pięć godzin różnicy, to przecież dość sporo. Zamknęłam laptopa i poszłam do swojego pokoju. Weszłam na Facebooka i napisałam do Steph, że lecę za trzy dni. Było jej smutno, bo nie będziemy już się widywały tak często, ale ucieszyła się, że przez te ostatnie dni, będę siedziała u nich od rana do nocy. Już miałam plan, żeby iść do nich następnego dnia.


Obudziłam się o 10, bo do dość późna pisałam z przyjaciółmi. Niby nie miałam ich za dużo, bo większości osób nie lubiłam (ze wzajemnością), ale i tak pisaliśmy prawie do bladego rana.
Gdy po ubraniu się zeszłam na dół, mojej babci nie było w domu. Zauważyłam małą karteczkę leżącą na stole, a po przeczytaniu krótkiej treści nawet nie wiedziałam gdzie jest. Napisała jedynie, że wróci wieczorem, więc nie musiałam wymyślać wymówek, na temat tego co robiłam przez cały dzień, gdy nie było mnie w domu.
Z domu wyszłam przed 11, gdy zjadłam śniadanie i ogarnęłam niektóre rzeczy w pokoju. Do studia nie miałam daleko, więc doszłam w jakieś 20 minut. Przywitałam się ze Steph i usiadłam za biurkiem, bo moja przyjaciółka miała robotę. Po chwili, otworzyły się drzwi i słyszałam tylko czyjeś kroki. Podniosłam wzrok i ujrzałam Nicka i Zayna.
-Zaraz masz klienta, Nick- powiedziałam do chłopaka, nie patrząc na niego.
-Dzięki- odpowiedział oschle.-Zayn poczekasz?- zwrócił się do chłopaka siedzącego już na kanapie.
-Jasne, potem mi dokończysz?
Kiwnął głową i poszedł do siebie. Usiadłam na krześle, jednak szybko mi się odwidziało, więc wstałam i podeszłam do ekspresu.
-Zayn, chcesz kawę? Jeszcze ci się nie odwdzięczyłam za wczoraj- odwróciłam się do niego na piecie.
-Nie masz za co. Widziałem twoją minę i trochę mi się śpieszyło, więc..- uśmiechnął się. -Ale w sumie możesz zrobić.
Wyjęłam z szafki dwie filiżanki i podłożyłam je pod źródło kawy. Szybko zapełniły się aż po brzegi, więc wyciągnęłam jeszcze małe talerzyki i podałam jedną kawę chłopakowi. Usiadłam obok niego i zaczęłam rozmowę:
-Wiesz coś o Londynie?
-Tak, całkiem sporo- nachylił się, by się napić, ale było zbyt gorące, więc odstawił filiżankę na stół.-Mieszkam tam, czemu pytasz?
-Niedługo lecę tam do rodziców. Wywalili mnie kolejny raz ze szkoły, więc nie mam wyjścia- wzruszyłam ramionami.
-No cóż, nie każdy umie tam wysiedzieć. A kiedy lecisz? Też tam niedługo wracam.
-W piątek.
-Ja też.. Chociaż przecież możesz lecieć o innych godzinach- pokręcił głową.
-Mmm.. czuję kawę?- przerwał nam wysoki głos Steph.
-Taaak. Sama sobie rób- wyszczerzyłam zęby i spojrzałam na Zayna.
-Może się tam spotkamy..- powiedziałam jakby z nadzieją w głosie i odeszłam z uśmiechem.

Pogadałam ze Steph i zamierzałam się zbierać. Weszłam tylko na chwilę do gabinetu Nicka, by się pożegnać. Kończył właśnie z Zaynem. Rozmawiałam z nim chwilę, ale tak naprawdę interesowało mnie tylko umięśnione ciało chłopaka. Cóż.. Chyba nikt nie mógłby się mu oprzeć.
Nie dość, że lekko napinał mięśnie przez ból wykonany igłą, to jeszcze na torsie i rękach widziałam masę tatuażów. Czułam potrzebę poznania historii każdego z nich, bo na pewno były interesujące, ale wiadomo, że nigdy się o nich nie dowiem. Nie znałam go dobrze, ale widziałam, że jest wartościowym człowiekiem.
Nick jednak, odpowiadał mi na wszystkie pytania oschle i bez żadnego entuzjazmu, więc opuściłam jego gabinet szybko.
Wyszłam z Drakkara, gdy słońce zaczynało zbliżać się do horyzontu. Miałam iść skrótem między domkami, ale chciałam się przejść, więc poszłam chodnikiem przy głównej ulicy. Zatrzymało się obok mnie jakieś auto, a gdy na nie spojrzałam, zobaczyłam w jego wnętrzu Zayna.
-Wsiadaj- powiedział otwierając drzwi pasażera, nie wychodząc z samochodu.
-Chyba się przejdę, dzięki- uśmiechnęłam się i odwróciłam od niego wzrok.
-Nie wygłupiaj się! Mogę cię podwieźć- nakłaniał mnie, ledwo panując nad pojazdem, który cały czas znosił go na środek ulicy.
-Wiesz Zayn.. Nie przywykłam do jazdy tak drogimi samochodami- spojrzałam na jego chevroleta corvette.
-Wsiadaj, bo wysiądę i zmuszę cię do tego siłą- zatrzymał auto, przez co ja też stanęłam w miejscu.
-Zawsze jesteś taki uparty?- wywróciłam oczami i usiadłam na miejscu pasażera zamykając drzwi.
-Owszem. Nie uważasz, że to dobra cecha?- uśmiechnął się i nacisnął pedał gazu.
-Wolę nie odpowiadać..
Resztę drogi nie odezwałam się do niego, tak jak on do mnie. Jednak, gdy zatrzymywał się przed moim domem (zaskakujące było to, że pamiętał gdzie mieszkam..) zawołał mnie, gdy zamykałam drzwi.
-Wiesz już o której lecisz?- zapytał, gdy na niego spojrzałam.
-Nie, ale to będzie raczej rano. A ty wiesz? Może będziemy lecieć razem- uśmiechnęłam się i przykucnęłam, by lepiej go widzieć.
-Lot mam po 10. Jak dam ci numer to zadzwonisz do mnie jak się dowiesz o której lecisz? Mogłabyś zabrać się na lotnisko ze mną. Z tego co wiem mieszkasz z babcią, a zakładam, że ona nie ma prawa jazdy.
-Dobrze myślisz, nie ma. Ale wiesz, nie chciałabym robić kłopotów. I tak już teraz mnie odwiozłeś- przygryzłam wargę i poprawiłam grzywkę, która leciała mi na oczy.
-Oj przestań! Nie mieszkam daleko, a ty nie musiałabyś jechać śmierdzącymi taksówkami. Jeszcze taksówkarz się spóźni i co wtedy?- pokręcił głową, chyba szukał więcej argumentów.
-Okey! Niech ci będzie..- wyciągnęłam telefon z kieszeni i rzuciłam mu, żeby wklepał swój numer.-Zadzwonię do ciebie jutro. Wtedy rodzice wyślą mi bilet. Dzięki za podwózkę- po tym, gdy oddał mi komórkę, machnęłam ręką i zamknęłam drzwi, a on odjechał z piskiem opon.

Rano obudziły mnie wibracje telefonu. Zaspana wsunęłam dłoń pod poduszkę i przysunęłam urządzenie do ucha.
-Ehe..?- jęknęłam.
-[T.I.]? Obudziłam cię.. Wybacz, ale jest po 12, miałaś być godzinę temu! Martwiłam się, a mam ci dużo do opowiedzenia! Wczoraj był u mnie Matt! Jest taki.. Wiesz, opowiem ci wszystko jak przyjdziesz. Teraz wstawaj, ubieraj się i chodź do nas! Nawet śniadania nie jedź, zrobię ci coś tutaj! Chcę spędzić z tobą jeszcze trochę czasu- trajkotała jak najęta. Cała Steph.
-Przestań..- westchnęłam.- Będę za mniej więcej godzinę. Chyba, że zatrzyma mnie babcia- opadłam na łóżko i rozłączyłam się.
Wiedziałam, że po takiej pobudce nie zasnę, więc wstałam powoli z łóżka i podeszłam do szafy z ubraniami. Szybko wybrałam zwykłe rurki, białą bokserkę i niebieską koszulę. Przebrałam się w łazience i zeszłam do kuchni zrobić sobie jakieś śniadanie. Umyłam zęby i tylko z telefonem i kluczami wyszłam z domu, zamykając drzwi, bo moja babcia pojechała na zakupy.
-Widzę, że się wyspałaś- zaśmiała się Steph, gdy weszłam do Drakkara.
-Nie denerwuj mnie- spiorunowałam ją wzrokiem, ale szybko do niej podeszłam i uściskałam.
-Też się stęskniłam- rozczochrała mi włosy i usiadła na swoim krześle, opierając łokcie na biurku.
-Opowiadaj o tym swoim pięknisiu- uśmiechnęłam się i zatańczyłam brwiami.
-Nazywa się Matt!- krzyknęła szturchając mnie w ramię.- Robiłam mu tatuaż! Przynajmniej próbowałam, bo cały czas mnie rozśmieszał..
Jeszcze nigdy nie gadała tak najęcie i długo o jednym kolesiu. Cieszyłam się, że jest szczęśliwa. Gdy opisywała mi jego wygląd, aż miała pewne ogniki w oczach. Aż całą chodziła na krześle, jak opowiadała mi o czym rozmawiali. Powiedziała, że spotyka się z nim jutro, w dzień mojego wyjazdu..
Było mi trochę smutno, ale przecież nie mogłaby mnie pożegnać na lotnisku. Miała robotę i nawet nie chciałam, żeby przeze mnie musiała odwołać klientów. Czułabym się źle.
Steph poszła pogadać z bratem, a ja korzystając z okazji usiadłam przed komputerem i odpaliłam pocztę, na którą miałam dostać bilet. Wyciągnęłam telefon i wybrałam numer Zayna.
-Część Zayn, tu [T.I.]. Lot mam o 10:15- powiedziałam do słuchawki, gdy odebrał.
-Tak jak ja. To będę u ciebie pod domem o 8:30, ok?- odpowiedział zachrypniętym głosem.
Co?! Tak szybko? Ja o tej godzinie jeszcze słodko śpię..
-Jasne, dzięki.. -rozłączyłam się i schowałam telefon do spodni.

Z Drakkara wyszłam po 16. Wcześniej zjadłam pizze ze Steph i Nickiem. Pogadaliśmy i obiecali mi, że kiedyś mnie odwiedzą.. Przez to wszystko płakać mi się zachciało. Znałam ich tylko dwa lata, ale zdążyłam pokochać. Byli dla mnie jak rodzeństwo, którego nigdy nie miałam. Z nimi mogłam zawsze pogadać, nie to co z moimi rodzicami.. To smutne, ale prawdziwe.
Jednak Nick cały czas był naburmuszony. Pewnie obraził się na mnie za tamto, ale prawdę mówiąc miałam to w dupie. Nie będę poniżać się przed nim. Trzeba mieć swoją godność.
Wsadziłam do torby ostatnią parę spodni i zamkniętą postawiłam obok drzwi mojego pokoju. Zabrałam się za pakowanie pierdółek, które zostaną tutaj. Nie potrzebowałam dużo rzeczy do życia. Nie wszystko pakowałam do kartonów, niektóre rzeczy wyrzuciłam, bo nie przydałyby mi się.
Gdy skończyłam, w moim pokoju stało tylko parę pudełek. Większość zmieściłam pod biurkiem, żeby moja babcia nie czepiała się bałaganu. Wyniosłam worek z niepotrzebnymi rzeczami na zewnątrz i zostawiłam go w śmietniku, oddalonego o parę metrów od domu mojej babci.
Mój pokój pierwszy raz, od kiedy tu mieszkam, wyglądał dość ładnie. Nie było wszędzie porozwalanych ciuchów i innych rzeczy. Był po prostu czysty.
Posprawdzałam jeszcze szafy i szuflady, czy nic nie zostawiłam i położyłam się spać, wcześniej jedząc kolację. Musiałam wstać szybko, by doprowadzić się do porządku. Nie mogłam przecież narobić sobie wstydu. Ciekawiło mnie, jak rodzice zareagują na mój wygląd. Miałam parę tatuaży, mały tunel w uchu i po dwie dodatkowe dziurki w uszach. No i nie ubierałam się jak córeczka adwokatów, co chyba najważniejsze.
Z głośnym westchnięciem opadłam na poduszkę i przykryłam się kołdrą. Jutro zobaczę rodziców.. Nie pasowało mi to.
_____________________________________________________________________________

Siemcia, jak tam po świętach? Nie wiem jak wam, ale mi nic nie przybyło, jakiś cud! Mam nadzieję, że odpoczywacie i dobrze wykorzystujecie czas, poza szkołą :)
Imagin jak zawsze mi się nie podoba, normalka. Za parę dni ukarze się pewnie nowy Harry, jeśli Miranda napisze.
Chciałabym także pozdrowić naszą kochaną Katherinę, która dzięki hojności rodziców i znajomości w Londynie, właśnie tam przebywa. Rozumiecie?! W LONDYNIE! Normalnie myślałam, że ją zabiję, jak mi powiedziała. Ale dzięki temu, błaganie mamy o odwiedzenie jej koleżanki tam, nasiliły się i może coś z tego będzie.. Btw.. Właśnie czekam, aż wróci z muzeum madame tussauds, gdzie jak pewnie wiecie, są figury naszych chłopców. A przez to, że mój teleport nie działa, nie mogłam być tam z nią :(
Dzięki, że czytacie naszego bloga! Mamy już ponad 40000 wyświetleń! Dziękujemy ♥
Pozdrawiam, Hope. <3

czwartek, 26 grudnia 2013

#83. Niall cz.7 (zakończenie)

Siedziałam z Zaynem totalnie znudzona na skórzanej kanapie oglądając jakiś durnowaty film, którego w ogóle nie rozumiałam. Być może dlatego, że nie potrafiłam się na nim skupić, bo moje myśli zakrzątał głównie Niall i nasz wczorajszy, upojny dzień. Na samo wspomnienie o jego męskiej postawie i przenikliwym charakterze przechodziły mi ciarki po plecach wprawiając mnie w jeszcze większe rozmarzenie. Staraj się o nim nie myśleć dziewczyno, choć teraz na chwilę! Znów wpatrywałam się z udawanym skupieniem na ekran telewizora ale to i tak na nic. Horan, Horan i jeszcze raz Horan. Moja psychika domagała się jego obecności, a przysięgam na Boga że jeszcze wczoraj nawet bym o tym nie pomyślała, że będę chciała jego towarzystwa. Nie wiem co ze mną nie tak, ale chyba muszę się zgłosić do psychologa.
Już nie mogąc usiedzieć dłużej, wstałam i poszłam do kuchni w celu zjedzenia czego kolwiek. Wyjęłam z lodówki truskawkowy jogurt gdy nagle coś mi się przypomniało:
-Zayn, rodzice wracają jutro?                                             
-Ta – odparł krótko.
Cicho westchnęłam, bo wcale nie chciałam by wracali tak szybko. Może się to wydać nieco egoistyczne, ale chyba każdy lubi mieć dom tylko dla siebie, a wolna chata oznaczałaby więcej czasu z Niallerem i … znowu to robie. Chyba zacznę se strzelać z gumki recepturki na samo wspomnienie o nim. Za dużo o nim myślałam, ale to silniejsze ode mnie. Jest uroczo niebezpieczny o ile można to tak nazwać. Wyjęłam łyżeczkę z szuflady i powolnym krokiem powędrowałam na górę do mojej sypialni. Oczywiście jak zwykle niezdarnie otworzyłam pazłotko brudząc sobie przy tym ręcę. Zrezygnowana usiadłam na łóżko i poczułam po mojej lewej stronie delikatne wibracje. Sięgnęłam po telefon, nieznany numer.
-Słucham?
-Hej, tutaj twój książę.
Och Niall jakiś ty skromny.
-Brad Pitt?! O mój boże gdzie moje walizki?! – zaśmiałam się padając plecami na białą pościel.
Usłyszałam w słuchawce cichy chichot Nialla, po chwili się odezwał.
-Spotkajmy się dzisiaj.
-Jasne – odpowiedziałam z entuzjazmem. Bardzo tego chciałam.
-To świetnie, że już nie możesz się doczekać  - i znów śmiech. Dałam po sobie poznać niedoczekanie?
-Twój brat w domu?
-Tak, ale znając życie gdzieś pewnie wyjdzie – powiedziałam znudzona.
-Właściwie to spotkajmy się o 13:00 na Oxford Street przy Starbucksie, ok?
-Nie ma problemu, ale właściwie skąd ty masz mój numer? – spytałam z zaciekawieniem, bo nie przypominam sobie bym mu go podawała, a żaden z  moich znajomych chłopaka nie zna.
-To tajemnica.
Ja się lubię drażnić z nim, a teraz on ze mną świetnie. W końcu uczy się od najlepszych!
-Do zobaczenia, Niall – już nie chciałam pogrążać tego tematu, bo i tak by mi nie powiedział.
-Do zobaczenia, [T.I].
Nacisnęłam czerwoną słuchawkę i zabrałam się za jedzenie mojego wypragnionego jogurtu. Już miałam włożyć jasno – różową emulsję do ust gdy znów mój telefon zaczął brzęczeć. Co do cholery?!
-Tak? – rzekłam poirytowanym tonem nawet nie zerkając na ekran, kto właściwie do mnie dzwoni.
-Hej [T.I] tu Stan.
-O cześć – byłam naprawdę nieźle zdziwiona, bo przez ostatnie dni praktycznie w ogóle z nim nie rozmawiałam z czego w sercu zaczęło mi się rodzić poczucie winy. Zaniedbałam go.
-Uhmm dałabyś się namówić na spotkanie? Dzisiaj? – wyczułam w słuchawce jego lekko podenerwowany ton. Coś się musiało stać, bo nigdy tak do mnie nie mówił.
-Bardzo mi przykro Stan, chciałabym ale już się z kimś umówiłam – wybąkałam.
-Oh… a z kim? – to jakieś przesłuchanie?
-Ze starym znajomym, zależy mu na tym spotkaniu dawno się nie widzieliśmy – skłamałam. Przypomniałam sobie jak ostatnimi dniami spojrzał się na Horana z obawą i jakby nienawiścią. Tak czy inaczej to spojrzenie nie należało do przyjaznych.
-No trudno złapie Cię innym razem.
-Możliwe – zaśmiałam się nerwowo – muszę kończyć, skontaktujemy się później, pa.
Już nie czekałam na pożegnanie ze strony Stana i nacisnęłam czerwoną słuchawkę rzucając komórkę w kąt łóżka.  Jego telefon wywołał u mnie lekki niepokój, bo domagał się spotkania, ale tak sam na sam? Nie, to niemożliwe jeśli chodziło o spotkanie to w naszym stałym składzie ja, on, Cassie i Rikki. Czasem wydawało i wyjadę mi się, że jest gejem bo kumpluje się tylko z dziewczynami aczkolwiek to nie jest dobry argument by to udowodnić. Był zdenerwowany i w głowie tworzył mi się wielki znak zapytania.
Sięgnęłam wreszcie po plastikowy kubeczek i zaczęłam się delektować truskawkowym, kwaśnym smakiem, który idealnie wypełniał moje kupki smakowe. Zostawiając w tyle sprawę o Stanie, rozmarzyłam się znów o Niallu i o naszym dzisiejszym spotkaniu. Spojrzałam przelotnie na zegar wiszący nad drzwiami, który wskazywał 12:10. Czas się zbierać.

***

Oparłam się o mur kawiarni,  przy której się umówiliśmy i z niecierpliwieniem czekałam na przyjście chłopaka. Od spotkania dzieliły nas już minuty i z podekscytowania na twarzy skradał mi się niewinny uśmiech i palące uczucie na policzkach. Co on ze mną wyprawia? To istne szaleństwo, ja jestem zakochana. Kiedyś moją wizją na przyszłość była stara panna z kotem, a teraz stoję tutaj i czekam na mojego, jeśli mogę go tak nazwać chłopaka, mojego wybawcę.
Wokół mojej talii poczułam silne ręce, które mocno oplotły moją figurę. Z zaskoczenia wzdrygnęłam się i miałam tak zwany ‘’mini zawał’’. Ale już wiedziałam czyje to ręce, wyjątkowe ręce z tatuażami, które zdążyłam już poznać. Blondyn oparł brodę na wgłębieniu mojej szyi i delikatnie musną swoimi nieziemsko miękkimi ustami płatek mojego ucha.  Matko boska.
-Tęskniłaś? – wyszeptał mi do ucha.
Coś wymruczałam, bo nawet nie byłam w stanie nic powiedzieć. Całkowicie mną dominował, każde przez niego wypowiedziane słowo było dla mnie czymś magicznym, jego anielski głos wprawiał mnie w trans, uspokajał mnie.
Odwróciłam się do czego przodem i musnęłam wargami jego policzek. Uśmiechnął się delikatnie, ale nie do końca był usatysfakcjonowany.
-Chyba jednak nie – zrobił minę smutnego psiaka. Urocze.
Przewróciłam teatralnie oczami i z większym zapałem obdarowałam jego usta pełnym uczucia pocałunkiem. Ujął moją twarz w swoje duże dłonie i pogłębiał tą wspaniałą chwilę. Muszę przyznać, że bardzo mi się podobało jego zaangażowanie, czułam że mnie kocha, że chcę zmienić.
-Teraz to ja rozumiem! – zaśmiał się oplatając mnie ramieniem. Zaczęliśmy iść, nie miałam pojęcia gdzie.
-Dokąd zmierzamy? – spytałam rozglądając się po mieście.
-Do bardzo fajnego miejsca moja droga, na pewno Ci się spodoba – spojrzał na mnie przelotnie.
-Nic mi to nie mówi, może trochę jaśniej? – naciskałam. Znowu się drażni. Jak to mówią zemsta jest słodka.
-Zadajesz za dużo pytań, zaraz zobaczysz tylko musimy się trochę przejść.
Westchnęłam i z poirytowania przygryzłam dolną wargę. Jestem osobą bardzo ciekawską i czasem uznaję to za jakąś klątwę po już nie raz sobie tym nagrabiłam. Ogólnie przez ten krótki spacer rozmawialiśmy o bzdetach w stylu jaki jest twój ulubiony kolor albo jakie są twoje zainteresowania. Zwykła pogawędka, ale interesował mnie bardzo swoją osobą. Niall definitywnie różnił się od większości społeczeństwa, ale z zachowania był  normalnym chłopakiem tylko z nietypowym wyglądem. Nie raz zauważyłam jak staruszki i mężczyźni w podeszłym wieku obdarowywali go pogardliwym spojrzeniem, ale Horan totalnie na to nie zwracał uwagi, żył w swoim świecie. Właśnie też dzięki temu coraz bardziej mi się podobał. Emanowała od niego energia pełna spokoju i zrelaksowania. Mało który człowiek taki jest.
-Jesteśmy na miejscu – przerwał moje myśli mówiąc ucieszonym tonem. 
Staliśmy pod wielkim żywopłotem, który naprawdę robił wrażenie, był idealnie podcięty w falisty wzór. Z koloru zieleni mogłam wywnioskować, że był bardzo zadbany bo jego kolor był intensywny i świeży. Nawet przyjemny zapach ogarnął moje nozdrza chcą wdychać tej woni jeszcze więcej i więcej. Ale [T.I] uspokój swoje zamiłowanie do przyrody, pewnie wyglądałam dziwnie.
Niall włożył rękę do żywopłotu i zaczął w nim grzebać jakby czegoś szukał. Obdarzyłam go zdziwionym wzrokiem i obserwowałam jego dalsze poczynania. Do moich uszu dobiegł dźwięk otwieranych drzwiczek i się nie myliłam. Blondyn otworzył ‘’żywe’’ drzwi wielkości karła i gestem ręki zaprosił mnie do środka. Jeszcze nigdy w życiu nie widziałam czegoś podobnego.
-Jak ja mam tutaj wejść?
-Na czworaka – ukazał rząd śnieżno-białych zębów.
Zrobiłam co kazał i zaczęłam raczkować jak kilku miesięczne dziecko. Wyobraziłam sobie jak to musi idiotycznie wyglądać ale z racji tego,  że jestem w małym tunelu pełnego liści na pewno nikt mnie nie widzi. Odwróciłam głowę na ile to było możliwe i spostrzegłam Nialla idącego za mną. Z uśmiechem na twarzy pogonił mnie wzrokiem bym szła dalej. Z oddali liściastych ścian ujrzałam promienie słoneczne przy których byłam już coraz bliżej. W końcu wychyliłam głowę i stanęłam na równe nogi robiąc miejsce Niallerowi. Teraz to mnie coś uderzyło, nawet nie wiem co ale zafascynowanie? Czytaliście kiedyś książkę ‘’Tajemniczy ogród’’? Jeśli tak to śmiało mogę powiedzieć, że byłam w tym miejscu. Obraz przed moimi oczami był niemal magiczny. Piękne drzewa, po klony aż po płaczące wierzby, różnorodne kwiaty każdy innego koloru, nienaturalnie zielona trawa dodawała temu ogrodowi cechę fantasy, dosłownie. Nigdy w moim krótkim życiu nie widziałam czegoś piękniejszego niż to. Miałam ochotę tutaj zostać na zawsze. Nawet w tle słyszałam dźwięki pszczół i innych owadów. Raj.
-Niall… tu jest cudownie, skąd znasz to miejsce? – z zafascynowaniem podziwiałam trzyosobową huśtawkę położoną centralnie pod płaczącą wierzbą.
-To miejsce zrobił mój ojciec, należy do takiego pana z którym jestem zaprzyjaźniony – uśmiechnął się patrząc przed siebie.
-Spędzimy tutaj cały dzień?
-Jeśli sobie tego życzysz, oczywiście kotku – splótł nasze palce u rąk.
Uradowana pociągnęłam go w stronę huśtawki, która mnie zaintrygowała. Niall usiadł pośrodku białej ławy, natomiast ja wtuliłam się w jego ciało wsłuchując się w jego spokojne bicie serca. Chciałam by ta chwila trwała wiecznie.
-Opowiedz mi coś o sobie – zaczęłam jakikolwiek temat na rozmowę.
-A co byś chciała wiedzieć?
Do głowy przyszła mi myśl o jego ojcu, jak z ciężkim sercem mówił o nim, wspominał. Choć z drugiej strony nie chciałam poruszać tego tematu, bo to mogło być dla niego trudne, ale ciekawość wzięła górę.
-Dlaczego nie utrzymujesz kontaktów z ojcem?
Horan zesztywniał nagle i nerwowo się przewiercił na drewnianych szczebelkach głośno oddychając. Może to nie był jednak najlepszy pomysł? Moja głupia ciekawość, zawsze muszę coś spieprzyć.
-Przepraszam, nie powinnam… - powiedziałam nieśmiało.
-Nic nie szkodzi, nie utrzymuje z nim kontaktu bo on tego nie chcę.
-Dlaczego? – odwróciłam się do niego przodem jak oparzona. Własny ojciec nie chce widywać swojego dziecka? To chore.
-Tylko na mnie spójrz, a znajdziesz odpowiedź – wskazał na swoją osobę – nie chcę mieć takiego syna, nie może zaakceptować tego, że się zmieniłem. Wiem, to nienormalne, ale najwidoczniej nie jest mi pisane być w dobrych stosunkach z rodziną.
-Bardzo mi przykro – złapałam jego dużą rękę w moje małe palce, zrobiło mi się go okropnie żal – a co z mamą?
-Och akurat z mamą jest wspaniale – uśmiechnął się – odwiedzam ją kiedy tylko znajdę chwilę.
-To dobrze – odwzajemniłam uśmiech – mam jeszcze jedno pytanie.
-Pytaj o co chcesz – poprawił padający kosmyk włosów z mojego czoła.
-Dlaczego crusher? Dlaczego jesteś z tego znany, czemu to robiłeś?
W jego oczach ujrzałam chłód i lekkie poirytowanie. Ups, to chyba nie był dobry temat na rozmowę.
-Nie chcę akurat o tym mówić, wybacz – ścisnął usta w cienką kreskę. Trochę mnie to zabolało, bo nie chciał mi czegoś powiedzieć, ale z drugiej strony w pewnym stopniu go rozumiałam. Każdy ma jakieś mroczne sekrety, przejścia. To zrozumiałe.
-Przepraszam – zakryłam twarz włosami, nie chciałam by widział moje czerwone wypieki. Poczułam jak chwyta mnie za rękę i ciągnie gdzieś w przeciwnym kierunku. Byłam trochę oszołomiona, nie wiedziałam jaki jest dalszy plan.
-Zaczekaj tu.
Poszedł dalej w głąb ogrodu i po chwili zniknął z mojego pola widzenia. Co on kombinował? Nie chciałam bezczynnie czekać więc zaczęłam obserwować dwa białe motyle, które latały za sobą. Jakby zakochane. Przypominały mnie i Nialla, takie nierozłączne. Uśmiechnęłam się sama do siebie wydobywając z siebie cichutki chichot. Odwróciłam gwałtownie szyję w lewym kierunku gdy usłyszałam ciche kroki i szelest trawy. Nerwowo rozglądałam się we wszystkie strony, nie mogłam nic dostrzec aż w końcu wyłonił się zza krzaków Niall z cwaniackim uśmieszkiem i z wężem ogrodowym w ręku. Kurwa, niech tylko spróbuje.
-Panno [T.I] co byś powiedziała na mały prysznic? – zaśmiał się złowieszczo.
-Jakoś nie mam ochoty panie Horan – skrzyżowałam ręce pod piersiami. Powoli zaczęłam się bać, bo wcale nie miałam ochoty być przemoczona do suchej nitki.
-Och… trudno – ukazał swoje zęby po czym przekręcił pomarańczowe przekrętło oblewając mnie strumykiem lodowatej wody. Darłam się w niebo głosy, ale byłam również szczęśliwa i roześmiana na całego. Niall nie dawał za wygraną i cały czas kierował strumień wody na mnie mając przy tym dobrą zabawę. Postanowiłam nie być jedyną ofiarą wodnego terroru i sprytnie (łaskotki) wyrwałam mu wąż i z miną światowego zwycięscy mściłam się na blondynie. Powiem tak: to był jeden z najfajniejszych, najlepszych i najromantyczniejszych dni w moim życiu. Z resztą czego chcieć więcej? Chłopak, miłość, zabawa, przygoda to wszystko co najlepsze dla człowieka nieprawdaż? Przy nim czułam się inaczej, czułam się wyjątkowa, dowartościowana i prze nigdy nie chciałam już go stracić. Miłość to coś pięknego.

***

2 miesiące później…

Nasz związek z dnia na dzień był coraz silniejszy i trwalszy. Wiedziałam już, że znalazłam tego jedynego, mojego księcia z bajki, który właściwie go nie przypominał z wyglądu, ale każda księżniczka ma wyjątkowego wybawcę. Dalej spotykamy się potajemnie przed Zaynem i rodzicami, stwierdziliśmy że to jeszcze nie czas na takie wyznanie chcieliśmy się sobą nacieszyć jak najdłużej. Oczywiście nie zaniedbałam moich przyjaciół, to wykluczone żebym ich zostawiła są również częścią mojego życia, ale ze Stanem jest coś nie tak. Zachowuje się dziwnie, czasem nie przychodził na spotkania z nami lub nas zwyczajnie zbywał. Nawet Cassie i Rikki to zauważyły. A właśnie, co do naszego związku są bardzo za co mnie ogromnie cieszy, nazywają go ‘’ciachem’’ i w sumie to prawda jeśli mam rzec moim skromnym zdaniem. Tak czy inaczej żyje się nam jak z bajki, chodzę do szkoły, dobre oceny, chłopak, wspaniałe przyjaciółki.
Zakończyłam moje myśli przekręcając zamek w drzwiach. Jak zwykle rzuciłam plecak w kąt korytarza i powędrowałam do pokoju witając się z rodziną głośnym ‘’hej, wróciłam’’. Zawsze tak było. Walnęłam się na łóżko z twarzą na poduszce, myślałam że zaraz umrę, miałam dość nauki na dzisiaj. Wyjęłam telefon z nieco przyciasnych spodni i wybrałam numer do Nialla. Stęskniłam się za nim pomimo tego, że widzieliśmy się wczoraj. Można powiedzieć, że byliśmy od siebie uzależnieni. Słyszałam w uchu standardowy dźwięk sygnału, ale przerwałam połączenie gdy do moich uszu dotarł dźwięk stukania w okno. Wiedziałam kto więc bez zastanowienia otworzyłam je i wpuściłam Horana, który wyglądał jak zwykle nienaturalnie seksownie. Miałam ochotę go schrupać.
-Witam królewno – poprawił okulary przeciwsłoneczne przytulając się do mnie. Odwzajemniłam uścisk z dwukrotną siłą a gdy zapach jego perfum dotarł do mojego nosa myślałam, że zaraz zemdleję.
-Hej, mamy jakieś plany na dzisiaj?
Jego oczy zaczęły błyszczeć. Podobał mu się mój zapał.
-Mmmm – mruknął – spacer? Wesołe miasteczko? Co tylko zechcesz – znów poprawił okulary.
-Niall coś się stało? – spytałam zatroskana.
-Nie, a dlaczego tak sądzisz? – poprawił skurzaną kamizelkę.
-Jesteś spięty i zdejmij te okulary, proszę.
-Nie chcę. Lubię je mieć na sobie – przyciągnął mnie do siebie wtulając się w moją szyję. Wiedziałam co knuje, nie tym razem.
-Albo zdejmiesz sam te okulary albo ja je zdejmę.
-[T.I] co ty…
-Zdejmuj! – krzyknęłam wkurzona.
Horan odsunął się ode mnie i niechętnie zdjął okulary. Pod lewą brwią miał niewielką rankę, z której leciał stożek krwi. Wiedziałam.
-Z kim się biłeś?
-Z nikim – odparł jakby nigdy nic.
-Kurwa – przymrużyłam oczy ze zdenerwowania. Znów tajemniczy Niall, błagam tylko nie to, nie dziś.
-Nie przeklinaj jak do mnie mówisz – ścisnął szczękę i spojrzał na mnie z chłodem. Oho zaczyna się.
Prychnęłam z dezaprobatą i usiadłam sfoszona na łóżko. Niall usiadł koło mnie i po prostu na mnie patrzył. Chciałam coś powiedzieć, ale przerwał mi gestem ręki.
-Ok, biłem się ale nie mam pojęcia z kim – jak zahipnotyzowany wpatrywał się we mnie swoimi anielsko niebieskimi oczami.
-Jak to? Czego ten ktoś chciał od Ciebie?
-Nie mam pojęcia. Rzucił się na mnie i krzyczał coś niezrozumiałego.
-Pamiętasz jak wyglądał?
-Nie, bo zaatakował mnie od tyłu, a gdy mu przywaliłem, uciekł – rozglądał się po pokoju – nie wiem co to miało znaczyć.
-Pewnie jakiś psychol – zaśmiałam się nerwowo – to jak z tym planem?
-Mam ochotę na spacer, a ty?
-Jasne – musnęłam jego ciepłe wargi.
Szybko zebraliśmy się z łóżka i wyszliśmy przez okno dzięki drabinie, która na szczęście jeszcze tutaj stała. Poszliśmy do parku gdzie większość ludzi w Londynie chodziła na pogawędki, pikniki. Trzymaliśmy się za ręce jak para z prawdziwego zdarzenia i ku mojemu zdziwieniu niektórzy obdarowywali naprawdę miłymi spojrzeniami. Chyba było widać, że się kochaliśmy, bo rozmawialiśmy o wspólnej przyszłości, prawiliśmy komplementy, śmialiśmy się, całowaliśmy. Cud, miód i malina, kolejny dzień spędzony z ukochaną osobą.
Nawet nie wiem ile spacerowaliśmy po parku, ale słońce przybierało barwy dojrzałej pomarańczy w słońcu pomieszanej z intensywnym różem. Wiart, który był przyjemnie ciepły gładził nasze ciała. Odwróciłam się w stronę Nialla. Był uśmiechnięty, ale zaraz radość z jego twarzy zniknęła. Patrzył przed siebie, skupiony i wystraszony. Również spojrzałam w tamtym kierunku ale nic nie mogłam dostrzec. Znów na niego zerknęłam i wyraźnie był zdenerwowany.
-Jasna cholera – pociągnął mnie za rękę okrywając mnie swoim ciałem po czym usłyszałam strzał z pistoletu. Niall patrzył się na mnie zszokowany, jego źrenice momentalnie się powiększyły, drżał. Nie wiedziałam o co chodzi, zaczęłam panikować, mówić do niego. Spojrzałam z dół. Na mojej białej bluzce widniała krew, a najgorsze jest to, że wcale nie należała do mnie. Klatka piersiowa blondyna zostałam przebita na wylot. Nie mogłam w to uwierzyć że to się dzieję naprawdę. Krzyczałam jak nienormalna, chciałam by zrozumiał choć połowę słów jakich do niego mówił. Jego powieki powoli opadały i coś zaczął szeptać. Nie mogłam zrozumieć, był taki słaby, bezbronny. Nawet nie zauważyłam ludzi wokół nas, którzy stali i patrzyli na to wszystko z przerażeniem. Po kilku sekundach przyjechała karetka. Lekarze natomiast podbiegli do miejsca zbrodni i zabrali Irlandczyka. Nie mogłam się pozbierać, byłam załamana, zdruzgotana i wszystko co najgorsze. Opadłam bezsilnie na chodnik obserwując patrol szpitalny z Niallem na materacu pogotowia.

***

Miesiąc później… *

Ludzie mówią, że miłość przebije wszystkie mury, jest niezniszczalna, nie da się jej rozerwać, jest na zawsze nawet po śmierci. Czasem zastanawiam się czy tak naprawdę może być ze mną, z nami. Nieraz czytałam romanse z happyend’em lub z tragicznymi zakończeniami i ja się znajduje w tym drugim. Łzy cisnęły mi się do oczu gdy patrzyłam na obraz przed siebie. Miało być tak pięknie, miała być wspólna przyszłość, a on mi to wszystko zrujnował.
Minął już miesiąc, jest jesień, chłodna, słoneczna jesień.  Liście wirowały po brunatnej ziemi tworząc niewielkie tornada w powietrzu. Ogarnęłam wzrokiem przestrzeń i zmrużyłam oczy. Zobaczyłam jego, uśmiechniętego i rozbawionego jak zawsze, mojego aniołka, który nade mną czuwał, który nie chciał za żadne skarby by coś mi się stało. I dalej ze mną jej, czuję to w moim sercu czuję go tutaj, teraz. Już z odwagą położyłam krwisto – czerwoną różę na szarawy beton. Nagle ujrzałam białego motyla, który usadowił się ma czerwonej roślinie. Poczułam na dłoni delikatne łaskotanie, którym okazał się drugi motyl. Siedział i powoli ruszał swoimi czułkami. Podniosłam rękę nieco wyżej by mógł odlecieć i tak też się stało. Poleciały dwa białe motyle przed siebie, szczęśliwe, tak ja niedawno z Niallem. Uśmiechnęłam się i spojrzałam na napis, który zapisze się w mojej pamięci na zawsze:

NIALL HORAN
1991-2013
Bohater poświęcony w imię miłości…

-Chodź [T.I] idziemy – poczułam dłoń brata na moim ramieniu. Powoli odchodziliśmy z cmentarza wraz z przybywającymi wspomnieniami.

*Niall został zabity przez Stana, który był zabójczo zakochany w [T.I]. Stwierdzono u niego chorobę psychiczną i karę nieco złagodzono. Nie mógł znieść patrzenia na ową zakochaną parę więc postanowił zabić nie Nialla, ale [T.I].
TomlinsonLover.


wtorek, 24 grudnia 2013

Wesołych świąt i massive sorry!

Hej słuchajcie dawno nie było imagina ja wiem... to moja wina bo ostatnio czasu nie miałam i zaniedbałam troszku :< obiecuję że jutro ujawni się imagin z Niallem mam nadzieję, że nie jesteście źli i jeszcze o nas pamętacie :) Ok więc życzę wam wraz z adminkami wesołych świąt, spełnienia marzeń, zdrowia i wszystkiego co najlepsze kochani... SPOTKANIA ONE DIRECTION I INNYCH WASZYCH IDOLI HAPPY NEW YEAR!


piątek, 13 grudnia 2013

# 82 Liam cz 4 ( ZAKOŃCZENIE )





6 listopada 2015 r.
Drogi Pamiętniku!
Wczorajsza randka z Liamem była cudowna. To było nasze pierwsze takie spotkanie, ale już nie mogę doczekać się kolejnych. Payne jest naprawdę przezabawnym chłopakiem, a do tego romantycznym. Ideał <3 Te kilka godzin spędzonych z nim były niezapomniane, zwłaszcza dzięki jednemu drobnemu szczegółowi… :) I nie, nie mam namyśli tego, że gdy wróciliśmy do wozu, znaleźliśmy w bagażniku śpiącego Harry’ego, owiniętego w różowy kocyk, ale tego, że… Awwwww! Nie mogę spokojnie tego opisać. Nawet teraz serce mi przyspiesza na samo wspomnienie i od razu się rumienię, no, ale spróbuję przejść do rzeczy. A więc… pocałowałam Liama! A właściwie to on pocałował mnie. Ach! Nasz pierwszy pocałunek. Tak, wiem, zachowuję się jak zakochana idiotka, ale co ja na to poradzę? Po prostu jestem naprawdę szczęśliwa, że wszystko się tak układa. Dziwi mnie tylko to, iż to dzieje się to tak szybko…
 Naprawdę kocham Payne i wciąż nie mogę uwierzyć, iż wychodzi na to, że on również coś do mnie czuje. Pragnę z nim spędzać każdą chwilę, a właśnie… Czy wspominałam już, że umówiliśmy się ponownie? Tym razem wyjeżdżamy gdzieś razem na weekend. Piszę gdzieś, bo za cholerę nie mam pojęcia do jakiego buszu Liam chce mnie wywieźć tym razem. Jednak domyślam się jednej rzeczy. Na pewno jeszcze dalej niż ostatnio. Już nie mogę się doczekać! Muszę  kończyć, chociaż słowa jakby same ze mnie wypływają i chcę pisać jeszcze i jeszcze, no, ale za parę minut będą u mnie rodzice. Przyjeżdżają specjalnie z Yorkshire, aby nas odwiedzić. Dawno ich nie widziałam. Jakoś tak dziwnie po tylu latach spędzonych z nimi, mieszkać teraz całkowicie sama. No prawie sama, ale Tiffany się nie liczy, więc... Oj. Właśnie sobie uświadomiłam, że napisałam tu takie rzeczy, że jeśli te zapiski ujrzą światło dzienne, będę zgubiona. Nie mam pojęcia gdzie to ukryć. Niech ten pamiętnik zginie, przepadnie, nie wiem, coś poetyckiego, ale nikt nie może go znaleźć.
[T.I.]
Uff! Wyrzuciłam to z siebie! Czułam, że jeśli zaraz nie podzielę się z kimś wnętrznościami mojej czaszki, to chyba zaraz eksploduję. Ledwo zdążyłam zakopać mój rubinowy notes w szafie, a ktoś zaczął pukać do drzwi.
- Zdążyłam – mruknęłam sama do siebie triumfalnie, wychodząc z pokoju. – Teraz tylko pozostaje nie dać mamie powodów do czepiania się. Challenge accepted.
Na tyle szybko, na ile pozwalały mi rozciągnięte, puchowe kapcie pojawiłam się przy drzwiach.
- Cześć – przywitałam się, wpuszczając mamę do środka. Zaraz za nią szedł tata, dźwigając obszerną torbę podróżną mamy i swoją (jak można się domyślić, znacznie mniejszą). – Stęskniłam się za wami!
- My też córuś, niech cię uścisnę! – zawołała, zarzucając mi ręce na szyję. – Ale ty wyrosłaś!
- Helene, przecież ostatni raz widziałaś ją zaledwie 3 miesiące temu… - wtrącił delikatnie ojciec, stawiając bagaże na ziemi. – Nie urosła od tego czasu. Tak poza tym, [T.I.] jest dorosła i już nie rośnie…
 - Mów co chcesz, ale ja i tak widzę, że wyrosła – zaoponowała, ściągając z siebie płaszcz. Kiedy nie patrzyła, tata spojrzał wymownie w niebo. Roześmiałam się, a potem uściskałam i jego.
Przez następną godzinę opowiadałam im co słychać u mnie i u Tiff, która teraz była na sesji zdjęciowej do jakiegoś magazynu. Mówiłam głównie o pracy, o kursach pisarskich, które robiłam i tego typu sprawach (o Liamie jakoś zapomniałam wspomnieć). Naszą rodziną pogawędkę przerwał dzwonek do drzwi.
- To pewnie twoja siostra – zgadywał tata, pociągając łyk swojej czarnej kawy.
- Tak, pewnie tak. Pójdę otworzyć – i w tym momencie, jak się pewnie domyślacie, poszłam otworzyć. Gdy zobaczyłam w drzwiach wysokiego, nieziemsko przystojnego chłopaka z czarnym fullcapem na głowię, zamiast mojej siostry, zamurowało mnie.
- C –cześć, co tu robisz? – spytałam zdziwiona, wpuszczając chłopaka do środka.
- Hejka, tęskniłaś? – spytał, posyłając mi promienny uśmiech. – Uuu, widz, że masz gości – dodał, patrząc na nierozpakowane torby i powieszone płaszcze. – Może nie będę przeszkadzać?
- Nie wygłupiaj się, rozbieraj się. Po prostu moi rodzice przyjechali na kilka dni – wyjaśniłam, zabierając od niego kurtkę i wieszając na haczyku.
- „Rozbieraj się” ? Bezpośrednia dziewczynka – zaśmiał się, roztrzepując mi włosy, za co w odpowiedzi, zdzieliłam go delikatnie po ręku.
- Jedna zasada. Nie psuj mi fryzury – rzuciłam „ostrzegawczo”, ale oczy mi iskrzyły ze szczęścia.
- Córuś, z kim ty rozmawiasz tak długo? To nie Tiffany? – zawołała mama z salonu.
- Teraz już nie masz wyboru. Idziemy do nich – szepnęłam do Liama, tłumiąc chichot. Payne wyglądał na trochę zakłopotanego ich obecnością, ale starał się zachowywać swobodnie. Przedstawił się, a potem cierpliwie odpowiadała na pytania moich rodziców typu „To ty byłeś chłopakiem Tiffany?” lub „Od jak dawna spotykasz się z [T.I.]”, no i „Ty jesteś tym chłopcem z telewizji?”. Pytali i pytali, a ja myślałam, że zaraz oszaleję, jeśli w przeciągu kilku minut nie ucieknę z tego pokoju przesłuchań. I w tym momencie, po raz trzeci dzisiaj, usłyszałam, że ktoś dobiera się do moich drzwi, ale tym razem ten ktoś sam sobie je otwierał. Tiffany. Jeszcze nigdy nie cieszyłam się tak na jej widok. Jak na skrzydłach pobiegłam do siostry, informując, że przyjechali rodzice.
- O, cześć wszystkim – przywitała się, dyskretnie obrzucając przy tym Liama pogardliwym spojrzeniem.
- Tiffany, ale wyrosłaś! – zawołała mama, podchodząc do niej i przytulając mocno.
- Helene – zaczął ponownie tata, ale zanim zdążył do reszty podpaść mamie, posłałam mu spojrzenie, mówiąc „Daj spokój, bo sam będziesz musiał sobie gotować”. Ojciec zrozumiał od razu i już się nie odważył sprzeczać z mamą.
- Wiecie co? – klasnęłam w dłonie, aby ściągnąć na siebie uwagę wszystkich. – Nie widzieliście się z Tiffany tyle czasu, więc może zostawimy was samych, co? – w tym momencie podchwyciłam wdzięczne spojrzenie Payne’a i ciągnęłam dalej - musi już iść, więc pójdę go odprowadzić na… na…
I w tym momencie ja powiedziałam „pociąg”, a on „samolot”, czym zasłużyliśmy sobie na podejrzliwe spojrzenie mamy. Nie tracąc czasu, prawie wybiegłam z salonu, nie dając jej szansy na kolejne pytania, ciągnąc za sobą szczęśliwego chłopaka. Ubraliśmy się błyskawicznie i wyszliśmy.
- To gdzie teraz jedziemy? – spytał, otwierając drzwi swojego auta, które zaparkował na chodniku.
- Jak najdalej stąd – poprosiłam, wsiadając do środka. – Serio ich kocham, ale nie znoszę gdy zadają tyle pytań.
- Taaa… To było trochę dziwne, ale przynajmniej są mili – odparł Payne, sadowiąc się na wygodnym fotelu kierowcy. – Co powiesz na mój dom?
- Jestem za – powiedziałam, uśmiechając się szeroko. Liam przekręcił kluczyk w stacyjce i ruszyliśmy.
- Tiffany nadal jest na mnie wściekła za zerwanie? – spytał, kiedy zatrzymaliśmy się na czerwonym.
- Taaa, wdziałam to spojrzenie, które ci posłała, gdy tylko cię zobaczyła – zaśmiałam się, na wspomnienie miny mojej kochanej siostrzyczki. – Ale akurat ona nie ma żadnego powodu, żeby się złościć. To ona cię oszukiwała – dodałam, momentalnie poważniejąc. Liam posłał mi badawcze spojrzenie.
- Wiesz, że nawet, gdy byłem z nią, coraz częściej zaczynałem zwracać uwagę również na ciebie – wyznał nieoczekiwanie. – Właściwie zawsze cię lubiłem.
Te kilka słów wystarczyło, żebym zarumieniła się po same końcówki włosów. Lekko speszona odwróciłam wzroku.
- Ja też cię lubiłam, ale to już wiesz – odparłam szeptem, nadal na niego nie patrząc.
- Wiem – zamruczał, nachylając się ku mnie. – Pamiętasz te wszystkie razy kiedy przypadkiem zostawaliśmy sami, bo na przykład przyjechałem zbyt wcześnie i Tiff jeszcze była niegotowa? – spytał.
- No tak, a co?
- Ostatnio Louis i Zayn przyznali się, że to zawsze była ich sprawka. Robili to specjalnie, żebyśmy mieli chwilę dla siebie – odrzekł, tłumiąc śmiech. Skręciliśmy w Rivens Road. – Nigdy nie lubili Tiffany.
- Co? Ale jak to? – zdziwiłam się, patrząc na niego spod uniesionych brwi.
- Za każdym razem jeden lub drugi dzwonił do niej i zagadywał tak długo, żeby nie zdążyła się przygotować na czas – wyjaśnił. – Trzeba przyznać, cwane z nich bestie.
- Jak sobie teraz przypominam, to rzeczywiście Tiffany zawsze pytlowała przez telefon co najmniej godzinę przed randką z tobą.
- No właśnie. Są totalnie powaleni, ale ich uwielbiam. Są dla mnie jak bracia.
- Ale w końcu zwróciłeś na mnie uwagę. Chyba musimy im podziękować – podsunęłam, trzepocząc wachlarzem czarnych rzęs.
- Mhy… Wspomnę o nich w trakcie naszej ślubnej przysięgi, tak jak Niall kiedyś z jednej z piosenek wspomniał, że lubi jeść kurczaki z KFC – powiedział z filuternym uśmiechem, zatrzymując samochód na podjeździe przed jego willą.
- Pamiętam – zaśmiałam się. – Czekaj… W jakiej przysiędze? – spytała, patrząc na niego z rozbawieniem.
- I tak prędzej czy później zaprowadzę cię do ołtarza – szepnął uwodzicielsko, nachylając się do mnie, a następnie całując delikatnie w usta. Myślałam, że zaraz zejdę na zawał.
- Nie będziesz musiał się długo męczyć – powiedziałam, odwzajemniając pocałunek.

_____________________________________________________________________

 Cześć, Directionerki! Przepraszam, że takie słabe, ale pisałam to w półtorej godziny, bo Katherine mnie już ścigała, że nic nie wstawiam, więc za jakoś poniżej poziomu strony przepraszam xd Haha Wczoraj cały wieczór spędziłam na oglądaniu filmików z chłopakami z 1D i stwierdziłam, że już bardziej pokochać ich nie mogę ;) 

ZAPRASZAM NA :

http://elfiahistoria.blogspot.com/

 http://poweroffourelements.blogspot.com/
<JUŻ DZIŚ, EWENTUALNIE JUTRO NOWY ROZDZIAŁ :* >