wtorek, 21 stycznia 2014

#87 Harry cz. 2



Z koncertu wróciłam w stanie najwyższego podjarania. Zupełnie nie spodziewałam się, że zainteresuję moją osobą kogoś pokroju pana Harolda Stylesa. Myślałam, że takie rzeczy się nie zdarzają. Jak już to w snach, albo fanfiction, które tak kocham czytać. No chyba, że to rzeczywiście tylko sen i zaraz obudzę się w swoje ławce od fizyki... No co? Wam nigdy nie zdążyło się przysnąć na lekcji? Na wszelki wypadek postanowiłam się uszczypnąć w rękę. Auu! Boli. Czyli to jednak nie sen. Po powrocie do domu rozmawialiśmy jeszcze długo z Bellatrix o tym, co się stało.
***
 W takim stanie euforii poszłam następnego dnia do szkoły. Oczywiście nie obyło się bez pytań zadawanych przez niestrudzone Directionerki z mojej klasy, które niestety nie mogły być na koncercie.
- Widziałaś ich?
- Tak! (rozemocjonowany pisk)
- Co zagrali?
- Wszystkie piosenki z Midnight Memories! (ten sam rozemocjonowany pisk)
No i tak w przybliżeniu wyglądała nasza rozmowa. Niestety wraz z wejściem pani Morisson do klasy musiałyśmy się względnie opanować i powstrzymać chęć wychwalania po raz kolejny osobowości chłopców z One Direction, na rzecz wsłuchiwania jakże porywających wywodów o wojnie secesyjnej. - I wtedy między biednym południem a bogatą północą...
W tym momencie po sali potoczyła się echem piosenka "Little white lies", uświadamiając mi tym samym, iż zapomniałam wyciszyć telefon. Ups.
- Panno [T.N.]! Co to ma być?! - zagrzmiała nauczycielka, ale to mnie już średnio interesowało, gdyż w tej chwili zauważyłam znajomy numer na wyświetlaczu. Harry. Czy jest na sali lekarz?! Gwałtownie poderwałam się z miejsca. - Co ty wyrabiasz?! Wracaj na miejsce!
- Przepraszam, ale to dzwoni policja! Może w końcu odnaleźli tego człowieka, który... - zaszlochałam. - Dobra, idź już - mruknęła pani Morisson, wracając do swego wykładu. Jak na skrzydłach wybiegłam z klasy i odebrałam.
- Halo? - słowa ledwie przeszły mi przez gardło.
- Cześć, [T.I.] – przywitał się ciepło. – Nie przeszkadzam?
- Nie, skądże. Nie robiłam niczego ważnego – zapewniłam, a moje wargi mimowolnie wygięły się w szeroki uśmiechu.
- To bardzo dobrze. Słuchaj, znalazłabyś da mnie trochę czasu w weekend? Maybe sobota około piątej? – spytał swoim słodkim głosikiem prosto do słuchawki. W tym momencie myślałam, że zemdleję z nadmiaru emocji. Chciałam piszczeć, skakać, uciec z klasy po rynnie i przez okno, i polecieć  szykować się na randkę (co z tego, że miałam jeszcze cały tydzień, ale przezorny zawsze ubezpieczony, co nie?), jednakże musiałam choć na chwilkę się ogarnąć, żeby nie wyjść na napalone dziecko.
- Jasne, jestem cała do twojej dyspozycji – powiedziałam kokieteryjnie. Harry zaśmiał się dźwięcznie.
- Już mi się podoba. Postaram się znaleźć jakieś fajne miejsce, odezwę się jeszcze.
- Będę czekać.
- No dobra, to cześć. Możesz wracać już na lekcję, bo coś czuję, że twój nauczyciel nie będzie szczęśliwy, że sobie urządzasz takie pogawędki w szkole – powiedział ze śmiechem. Zamurowało mnie.
- Skąd ty… - zaczęłam oszołomiona, a on znów się roześmiał. Wysnułam następujące Wnioski: A. „Harry jest naprawdę wesołym człowiekiem” lub B. „Narkotyzuje się gazem rozweselającym”.
- Proszę cię, masz 17 lat, gdzie możesz być o tej porze?
- Fakt, tak czy siak, dziękuję, że wybawiłeś mnie od słuchania kolejnego wykładu o walkach Unii i Konfederatów.
- Nie ma sprawy, mam nadzieję, że chociaż użyłaś dobrej wymówki, aby wymknąć się z klasy – powiedział  tonem spiskowca. Teraz to ja się roześmiałam.
- Chyba tak, ale to się okaże, jak wrócę.
- No to wracaj, całuski.
Ostatnie słowo tak mnie wbiło w podłogę, że nie byłam już w stanie niczego odpowiedzieć. Harry rozłączył się, a ja potrzebowałam jeszcze kilku minut, żeby ochłonąć.
- I jak, panno [T.N.]? Czego się dowiedziałaś? – spytała zatroskana pani Morisson. 
- Z ciocią jest już wszystko w porządku. Lekarz powiedział, że dojdzie do siebie – odparłam, siląc się na przejmujący ton. Kątem oka zobaczyłam, jak Bellatrix wykonuje klasyczny facepalm.
- Wcześniej mówiłaś, że to dzwoni policja? – spytała oskarżycielsko. Czułam, jak czerwienieje na twarzy. Fakt. Mówiłam o policji. FAIL.
- No tak, ale to policja zadzwoniła po pogotowie i jakby teraz z nimi współpracują… No i wie pani… Oj, nie znam się na tych takich – machnęłam lekceważąco ręką, wracając do ławki jak gdyby nigdy nic.
- Jesteś kiepskim kłamcą – wycedziła oburzona pani Morisson. – Zostajesz po lekcjach.
- Cóż, przynajmniej będę miała czas podszkolić się w tej dziedzinie – próbowałam rozładować atmosferę, lecz nauczycielka nie podjęła gry. Podwójny FAIL.
- Jutro też zostajesz.
Już chciałam coś powiedzieć, ale wtedy Adria, z którą siedzę na historii, zasłoniła mi usta, żebym nie pogrążyła się jeszcze bardziej. Dobra z niej przyjaciółka.
***
Sobota. Godzina czwarta po południu minut pięć. Jestem prawie gotowa do wyjścia. Ups. Już minut sześć, muszę się pośpieszyć. Szybko włożyłam coś na siebie (długo kombinowałam, co założyć, żebym wyglądała jednocześnie ładnie i swobodnie, aż w końcu padło na zwiewną sukienkę w groszki. Trzeba przyznać, wyglądałam słodziaśnie. Oby Harryemu się podobało). Gdy wybiło wpół do piątej, wyszłam z domu i udałam się na Main Street, gdzie znajdowała się przytulna kawiarenka, do której zabierał mnie Hazza. Byłam dokładnie na czas, ale Stylesa nigdzie nie było. „Pewnie się spóźni” – pomyślałam, zerkając co chwila na zegarek. Te dziesięć minut, spędzonych przeze mnie samotnie w zatłoczonej Ann’s Cafe ciągnęły się w nieskończoność.
- Witaj, piękna – przywitał się z szerokim uśmiechem chłopak o prostych blond włosach. Ubrany był w czerwoną bluzę i brązowe rurki. Na nosie miał czarne okulary.
- Znamy się? – spytałam podejrzliwie, gdy nieznajomy dosiadł się do mnie.
- Od przeszło tygodnia – odparł z zadowoleniem. – Poznaliśmy się na koncercie…
- Harry?! – spytałam ściszonym głosem, nie wierząc własnym oczom. Chłopak zsunął trochę okulary, puszczając do mnie oczko swymi pięknymi zielonymi oczami, po czym nasunął je z powrotem.
- We własnej osobie.
- Coś ty z sobą zrobił?! – szepnęłam, przyglądając się jego włosom (nie dość, że były teraz blond, to jeszcze proste. PROSTE! Gdzie się podziały te cudne loczki?!) – Przefarbowałeś się?!
- Oj, to tylko szamponetka – machnął lekceważąco dłonią. – Na opakowaniu napisali, że kilka myć i wszystko pięknie zejdzie.
- Ale czemu to zrobiłeś?
- Żebyśmy mieli chwilkę dla siebie bez paparazzi i innych niezwykle irytujących człowieków – odparł z uśmiechem, naśladując króla Juliana. Parsknęłam śmiechem. – Swoją droga, doceń moje poświęcenie. Chyba z siedem razy oparzyłem się tą dziadowską prostownicą. Doprawdy, ja nie wiem, jak dziewczyny mogą jej dobrowolnie używać. Przecież to boli!
- Boli tylko jeśli jest się sierotą i dotknie tam, gdzie nie powinno – powiedziałam, unosząc brew.
- Na instrukcji nic na ten temat nie napisali - obruszył się.
- Bo to jest oczywiste! A poza tym ja też się poświęciłam. Przez akcję z telefonem musiałam zostawać dwa dni po lekcjach.
- Dlaczego? Iść do tej szkoły i zrobić porządek? –spytał, poprawiając swoje czarne okulary. Udawanie mafiozo też mu nie wychodziło, ale był przynajmniej uroczy.
- Nie, obejdzie się – uśmiechnęłam się. – Wszystko byłoby dobrze, gdybym nie pomyliła się w zeznaniach… A potem nie odpyskowała nauczycielce… Ale nic takiego jej w sumie nie powiedziałam, a ona i tak wlepiła mi karę!
- Rozumiem, my wyjęci z pod prawa, już tak mamy. Wszyscy są przeciwko nam. Na pewno jest z wrogiego gangu i chce załatwić was wszystkich po kolei.
Przykryłam wyciągniętą dłoń Stylesa swoją, spojrzałam mu w oczy i powiedziałam poważnym, głębokim tonem:
- Harry, weź ty się już lepiej trzymaj śpiewania, bo granie gangstera ci nie wychodzi, złotko.
- No wiesz co? Ranisz!
- Life is brutal.
- Lubię cię coraz bardziej – wyznał, posyłając mi przyjazny uśmiech. – Nigdy dotąd nie spotkałem takiej dziewczyny. Jesteś wyjątkowa. Cieszę się, że się spotkaliśmy na tym koncercie.
- Jej, Harry, nie wiem, co mam powiedzieć – byłam w stanie wykrztusić tylko tyle. Spuściłam speszona wzrok, czując jak czerwienie się aż po końcówki włosów.
- Powiedz, że też mnie lubisz – poprosił, patrząc mi głęboko w oczy.
- Lubię cię, nawet bardzo.
Na te słowa oczy chłopaka rozbłysły. Nie pamiętam, co się działo dalej i nie wiem, jak do tego doszło, ale umówiliśmy się na kolejną randkę. Moje szczęście osiągnęło apogeum. 

~ Wasza kochana, przewspaniała, cudowna i jakże skromna mrs Payne ;****

______________________________________________________________________________

Cześć! Co myślicie? Jak wam się podoba rozdział? Btw wyobrażacie sobie Harry'ego w takim wydaniu? Blond włosy jeszcze mogę zrozumieć, ale Styles bez loczków, to nie Styles :) Piszcie, co myślicie :) Mam nadzieję, że nie był zły, bo ja z niego jestem tak sobie zadowolona xD Pozdrowionka^^^

5 komentarzy:

  1. Jakoś nie mogłam go sobie wyobrazić w takiej wersji, ale imagin genialny! z niecierpliwością czekam na kolejną część ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetne !! Czekam z niecierpliwością na następny :D
    Zapraszam http://still-the-one-blog.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  3. Jaaaał! Boskie :-)
    Hazzza jak się poświęcił o.o
    Przefarbował włosy! Wyprostował! Omg!
    Zakochał się chłopak xx
    Ale bez loczków pewnie i tak bym go poznała xdxd
    Czekam nn!

    Zapraszam do sb
    najlepszepolskieimaginyonedirection.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  4. piekne masz talent wpadniesz prawdziweonedirection.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń