
Gdy Liam
odstawił mnie do domu, było już naprawdę późno, więc niemal od razu położyłam
się spać. Mimo to, jednak nie udało mi się zmrużyć oka. Cały czas myślałam o
dzisiejszym dniu i spotkaniu Liama po tylu latach. W dodatku zupełnie przez
przypadek. Dopiero teraz zaczęło do mnie docierać to, co się wydarzyło. To, jak
Payne mnie skompletował. Byłam wniebowzięta. Może nasze spotkanie to był znak?
Niezależnie czy było dziełem przypadku, czy nie, postanowiłam, że nie pozwolę,
żebyśmy znów stracili kontakt.
***
- [T.I.], odbierz ten telefon! - nad ranem
obudził mnie wrzask Tiffany, z którą na moje nieszczęście wciąż mieszkałam.
- Co? -
ziewnęłam, przecierając leniwie oczy.
- Nie mów mi, że
nie obudził cię ten jazgot, który masz na dzwonu. Telefon leży ci centralnie
przy uchu i nie słyszysz? - dziwiła się zirytowana. - Przecież ten ktoś dobija
się do ciebie od 10 minut!
- Nie jazgot,
tylko jeden z kultowych kawałków Linkin Park, ale co ty możesz wiedzieć o
muzyce... - westchnęłam, wychodząc z łóżka. Byłam zbyt zaspana, żeby śpieszyć
się, aby odebrać. Kiedy już dopadłam komórkę, zobaczyłam, iż nie wyświetlił mi
się numer. Świetnie, pewnie znowu dzwonią, żeby powiedzieć, że kończy mi się
umowa na telefon.
- Halo? -
powiedziałam, tłumiąc kolejne ziewnięcie.
- Cześć, piękna
- przywitał mnie aksamitny, męski głos. Moje serce zabiło szybciej w przypływie
nagłego ożywienia.
- Liam? Mam
nadzieję, że masz dobry powód, aby budzić mnie o tak nieludzkiej porze? -
spytałam, a chłopak roześmiał się wdzięcznie.
- Można tak
powiedzieć. Nasze dzisiejsze spotkanie aktualne?
- Co? To
dzisiaj? – zdziwiłam się. Owszem, mieliśmy się niebawem znów spotkać, ale nie
wiedziałam, że tak szybko.
- Chyba, że nie
chcesz… - powiedział, a ja chociaż go nie widziałam, mogłabym przysiąść, iż
robi teraz proszące psie oczy.
- Oczywiście, że
chcę – odparłam szybko, czując jak z emocji przyspiesza mi serce.
- Świetnie –
ucieszył się.
– To gdzie i o
której?
- Nie powiem ci
gdzie, bo to będzie niespodzianka. Przyjadę do ciebie o 17:00.
- Mhy…. Brzmi
ciekawie… Czekaj, kończę robotę dopiero o 18:00… - przypomniałam sobie nagle.
- W takim razie
spotkamy się o 20:00, chyba wtedy ci pasuje – zaproponował z nadzieję w głosie.
- Tak, teraz tak
– odparłam, uśmiechając się szeroko, zapominając, iż chłopak tego nie widzi.
- Już nie mogę
się doczekać, aż cię znowu zobaczę – powiedział swym jedwabistym barytonem. Dobra,
tego było już za wiele. Jeśli z ekscytacji dostanę zawału i nie uda się im mnie
odratować, umrę szczęśliwa.
- Ja też – wyjąkałam tylko, powoli tracąc
panowanie nad głosem. – To do zobaczenia.
- To zobaczenia –
powtórzył, po czym z bólem serca rozłączyłam rozmowę. Liam chce się ze mną widzieć,
Liam chce mnie widzieć, znów zobaczę Liama! Tak, wiem, pewnie 99,9 % populacji
uznałoby mnie za niepoczytalną, gdyby teraz zobaczyło moją reakcję, ale nie
dbałam o to. Ze szczęścia chciało mi się krzyczeć, ale ograniczyłam się do
piszczenia
***
- Panno [T.N.], co pani właściwie
robi? – rozległ się donośny, męski głos tuż za moimi plecami. Podskoczyłam na
biurowym krześle wystraszona.
- Chce pan, żebym zawału dostała?
Zaraz nadajemy, a wątpię, żeby w tak krótkim czasie znalazł pan lepszą spikerkę
– odparłam oskarżycielsko.
- A założymy się? – spytał wysoki
mężczyzna w podeszłym wieku. Mogłabym przysiąść, że kącik jego ust drgnął w cieniu
ironicznego uśmiechu, który tak często gościł na twarzy staruszka.
- No wie pan co! – żachnęłam się.
– To o co tak właściwie chodziło?
- Meredith z księgowości skarży
się, że pewna osoba – tu spojrzał znacząco na mnie. – Jak ona to ujęła?
Zapodaje na fulla ciągle jedną i tą samą piosenkę One Direction, tak, że całe
radio trzęsie się w posadach.
- Co? Skąd taki pomysł? – udałam zdziwienie,
czując jak na mojej twarzy pojawiają się czerwone rumieńce.
- No nie wiem… - z kolei pan
Martinez udał zdziwienie. – Może, bo nawet w tym momencie musimy przekrzykiwać
anielski wokal pana Horana?
- Stylesa – poprawiłam cicho.
- Co takiego?
- Tą partię śpiewa Styles, nie
Horan.
- Przecież to nie brzmi jak
Styles – zdziwił się.
- Bo teraz już śpiewa Malik –
odparłam, obracając się na krześle. – No proszę, znowu Styles.
- A to przypadkiem nie Payne…?
Panno [T.N.], o czym my rozmawiamy?! – uświadomił sobie nagle, a rumieńce
zakłopotania tym razem pojawiły się na jego, pooranej zmarszczkami twarzy. –
Proszę to natychmiast ściszyć!
- Ale „Little White Lies” nie da się
słuchać po cichu! – zaoponowałam.
- Tak samo jak nie da się wyżyć w
Londynie bez stałej pensji, którą jeszcze masz – odparł, poprawiając okulary na
szpiczastym nosie.
- Touche –
mruknęłam.
***
Zgodnie z obietnicą, równo o
20:00 Liam pojawił się pod moim domem. Podekscytowana zbiegłam do niego po
schodach, omal nie zabijając się na szpilkach. Na pojedźcie przed domem stało
zaparkowane czarne porsche.
- Witaj, piękna – przywitał się,
gdy otworzyłam drzwi auta.
- Cześć – odparłam, uśmiechając
się do niego, wsiadając. Liam obrócił się w siedzeniu i sięgnął po coś,
leżącego na tylnym siedzeniu.
- To dla ciebie – powiedział ciepło, wręczając
mi wiązankę pięknych, czerwonych i białych róż. Zaniemówiłam z wrażenia. Widząc
moje zaskoczenie, Liam uśmiechnął się z zadowoleniem.
- Dziękuję, naprawdę nie musiałeś
– wykrztusiłam w końcu, zaciągając się słodkim zapachem kwiatów. – Jest piękny.
- Cieszę się, że ci się podoba –
zamruczał, przekręcając kluczyk w stacyjce. Ruszyliśmy.
- Gdzie tak właściwie jedziemy? –
spytałam.
- Zobaczysz – odpowiedział tajemniczo.
- Nie bądź taki i powiedz! –
poprosiłam, robiąc proszące oczy.
- Nie – zaśmiał się. – Jakbym ci powiedział, nie byłoby
niespodzianki.
***
- Jesteśmy na miejscu – oznajmił w
końcu, zatrzymując samochód na parkingu w środku lasu.
- Na miejscu to znaczy gdzie? –
spytałam, rozglądając się dookoła. – Gdzieś ty mnie wywiózł?
- Północne Norilesville –
uśmiechnął się szeroko.
- To jest jakieś 50 kilometrów za
Londynem – uświadomiłam sobie nagle, patrząc na niego szeroko otwartymi oczami
ze zdumienia.
- Zgadza się – chłopak wysiadł z
auta i otworzył drzwi po mojej stronie. – Jest tu jedno miejsce, które
chciałbym ci pokazać.
Payne podszedł do bagażnika
swojego czarnego porsche i wyciągnął z niego duży, wiklinowy koszyk.
- A więc prowadź – poprosiłam,
wychodząc z samochodu. Liam złapał mnie za rękę. Zaraz chyba zemdleję z
nadmiaru wrażeń, ale będzie warto. Payne poprowadził mnie w głąb lasu. Zachodziłam
w głowę, co on knuje, ale chłopak milczał, posyłając mi co jakiś czas promienny
uśmiech.
- Zamknij oczy – poprosił, gdy
szliśmy po wydeptanej dróżce pomiędzy drzewami.
- Liam…
- Zamknij – ponowił prośbę. Z rezygnacją
przysłoniłam oczy dłońmi, żeby mnie nie kusiło i pozwoliłam mu się prowadzić
przez gęste zarośla. – Możesz otworzyć – szepnął mi do ucha uwodzicielsko. Moim
oczom ukazała się wielka, leśna polana skąpana w blasku księżycowego blasku. Po
prawej stronie znajdowało się małe jeziorko, w którego ciemna tafla wody
odbijała mieniące się, srebrne gwiazdy.
Polana była porośnięta
różnobarwnymi kwiatami, a pośród nich leżał duży, czerwony koc.
Ten widok zapierał dech w piersi.
- Liam, tu jest pięknie! –
powiedziałam, nie mogąc wyjść z podziwu. – Nie wspominałeś, że to będzie
randka.
- Oj, mogłaś się domyślić – odparł
przekornie. – Gdybym chciał iść do knajpy obejrzeć mecz, zabrałbym ze sobą
Louisa.
Zaśmiałam się, a chłopak mi
zawtórował. Podeszliśmy ku kocowi, a Liam postawił na nim koszyk i zaczął go
rozpakowywać.
- Truskawki w czekoladzie i z
bitą śmietaną, ciasto, pudding czekoladowy, coś czego nie potrafię
zidentyfikować, ale Niall twierdzi, że powinno ci smakować, no i najlepsze czerwone
wino, jakie znalazłem – zaczął wyliczać.
- To wszystko wygląda świetnie –
pochwaliłam, automatycznie robiąc się głodna. – Ale jesteśmy samochodem…
- Nie martw się, nie będę
prowadził po alkoholu, jak o to ci chodzi – zapewnił, obejmując mnie ramieniem.
- A więc jak wrócimy… Oczywiście zakładając,
że w ogóle będziemy chcieli stąd wyjeżdżać –uśmiechnęłam się figlarnie, trzepocząc
rzęsami.
- Harry przyjechał przecież z
nami, on będzie prowadził.
- Co? W samochodzie byliśmy tylko
we dwoje, Liam zaczynam się o ciebie martwić – powiedziałam, tłumiąc śmiech.
- Tak naprawdę, to nie. Harry jechał w bagażniku, potrzebowaliśmy kierowcy
na drogę powrotną, a on jako jedyny się mieścił, więc… – wzruszył ramionami.
- Liam! Czy wyście już kompletnie
zwariowali?
- I to dawno – przyznał, a
szelmowski uśmieszek już nie schodził mu z twarzy. – Ale przynajmniej dzięki
temu, możemy spędzić bardzo miły wieczór – dodał, rozlewając wino do lampek. – Za
nasze spotkanie – szepnął, podając mi kieliszek.
- Za nasze spotkanie –
powtórzyłam.
W tym momencie cały świat
przestał się liczyć, byliśmy tylko ja i on. No i Styles, czekający w bagażniku,
ale nie czas teraz o tym mówić.
Mrs Payne ^^^
____________________________________________________________
Cześć! Jak wam się podobał ten rozdział? Tak wiem, rzygacie teraz tęczą, ale pisałam to na szybko, więc.... ;) Komentujcie, komentujcie, żebym wiedziała jak bardzo poległam na tym rozdziale ;)
W wolnym czasie zapraszam na nowe rozdziału na :
http://poweroffourelements.blogspot.com/
i
http://elfiahistoria.blogspot.com/
Wow! Jest fenomenalny♥
OdpowiedzUsuńHAHAHHAHAHAHAHAAA
OdpowiedzUsuńStyles w bagażniku...
Teraz to przesadziłaś :D
Hahahah, już to sobie wyobrażam...
HAHAH Dobra, kończę, przez ciebie mnie brzuch boli :c
Długo nie musiałam czekać na Liama, więc dzięki ^^
Zapraszam do mnie:
believe-in-1d-imaginy.blogspot.com
never-lose-hope-opowiadanie.blogspot.com
Pozderki :**
Ettie. xx
Niesamowity !! <33
OdpowiedzUsuńMam przeogromnego banana na twarzy!
OdpowiedzUsuńCzytam, czytam, jest tak romantycznie ( pomijając jeden wątek xdx)
A tu takie wTF, nie wierzę po prostu Hazza w bagażniku! OMG! Kopara opada niiiiiziutko xx
Haha ciekawi mnie jeszcze jaką piosenkę Linkinów ma w fonie? :-)
Czekam na nn!
Weny!
najlepszepolskieimaginyonedirection.blogspot.com---> zapraszam =}
Rewelacyjny!
OdpowiedzUsuń