środa, 4 grudnia 2013

#80 Liam cz 3



 
Gdy Liam odstawił mnie do domu, było już naprawdę późno, więc niemal od razu położyłam się spać. Mimo to, jednak nie udało mi się zmrużyć oka. Cały czas myślałam o dzisiejszym dniu i spotkaniu Liama po tylu latach. W dodatku zupełnie przez przypadek. Dopiero teraz zaczęło do mnie docierać to, co się wydarzyło. To, jak Payne mnie skompletował. Byłam wniebowzięta. Może nasze spotkanie to był znak? Niezależnie czy było dziełem przypadku, czy nie, postanowiłam, że nie pozwolę, żebyśmy znów stracili kontakt.
 ***
 - [T.I.], odbierz ten telefon! - nad ranem obudził mnie wrzask Tiffany, z którą na moje nieszczęście wciąż mieszkałam.
- Co? - ziewnęłam, przecierając leniwie oczy.
- Nie mów mi, że nie obudził cię ten jazgot, który masz na dzwonu. Telefon leży ci centralnie przy uchu i nie słyszysz? - dziwiła się zirytowana. - Przecież ten ktoś dobija się do ciebie od 10 minut!
- Nie jazgot, tylko jeden z kultowych kawałków Linkin Park, ale co ty możesz wiedzieć o muzyce... - westchnęłam, wychodząc z łóżka. Byłam zbyt zaspana, żeby śpieszyć się, aby odebrać. Kiedy już dopadłam komórkę, zobaczyłam, iż nie wyświetlił mi się numer. Świetnie, pewnie znowu dzwonią, żeby powiedzieć, że kończy mi się umowa na telefon.
- Halo? - powiedziałam, tłumiąc kolejne ziewnięcie.
- Cześć, piękna - przywitał mnie aksamitny, męski głos. Moje serce zabiło szybciej w przypływie nagłego ożywienia.
- Liam? Mam nadzieję, że masz dobry powód, aby budzić mnie o tak nieludzkiej porze? - spytałam, a chłopak roześmiał się wdzięcznie.
- Można tak powiedzieć. Nasze dzisiejsze spotkanie aktualne?
- Co? To dzisiaj? – zdziwiłam się. Owszem, mieliśmy się niebawem znów spotkać, ale nie wiedziałam, że tak szybko.
- Chyba, że nie chcesz… - powiedział, a ja chociaż go nie widziałam, mogłabym przysiąść, iż robi teraz proszące psie oczy.
- Oczywiście, że chcę – odparłam szybko, czując jak z emocji przyspiesza mi serce.
- Świetnie – ucieszył się.
– To gdzie i o której?
- Nie powiem ci gdzie, bo to będzie niespodzianka. Przyjadę do  ciebie o 17:00.
- Mhy…. Brzmi ciekawie… Czekaj, kończę robotę dopiero o 18:00… - przypomniałam sobie nagle.
- W takim razie spotkamy się o 20:00, chyba wtedy ci pasuje – zaproponował z nadzieję w głosie.
- Tak, teraz tak – odparłam, uśmiechając się szeroko, zapominając, iż chłopak tego nie widzi.
- Już nie mogę się doczekać, aż cię znowu zobaczę – powiedział swym jedwabistym barytonem. Dobra, tego było już za wiele. Jeśli z ekscytacji dostanę zawału i nie uda się im mnie odratować, umrę szczęśliwa.
- Ja  też – wyjąkałam tylko, powoli tracąc panowanie nad głosem. – To do zobaczenia.
- To zobaczenia – powtórzył, po czym z bólem serca rozłączyłam rozmowę. Liam chce się ze mną widzieć, Liam chce mnie widzieć, znów zobaczę Liama! Tak, wiem, pewnie 99,9 % populacji uznałoby mnie za niepoczytalną, gdyby teraz zobaczyło moją reakcję, ale nie dbałam o to. Ze szczęścia chciało mi się krzyczeć, ale ograniczyłam się do piszczenia
***
- Panno [T.N.], co pani właściwie robi? – rozległ się donośny, męski głos tuż za moimi plecami. Podskoczyłam na biurowym krześle wystraszona.
- Chce pan, żebym zawału dostała? Zaraz nadajemy, a wątpię, żeby w tak krótkim czasie znalazł pan lepszą spikerkę – odparłam oskarżycielsko.
- A założymy się? – spytał wysoki mężczyzna w podeszłym wieku. Mogłabym przysiąść, że kącik jego ust drgnął w cieniu ironicznego uśmiechu, który tak często gościł na twarzy staruszka.
- No wie pan co! – żachnęłam się. – To o co tak właściwie chodziło?
- Meredith z księgowości skarży się, że pewna osoba – tu spojrzał znacząco na mnie. – Jak ona to ujęła? Zapodaje na fulla ciągle jedną i tą samą piosenkę One Direction, tak, że całe radio trzęsie się w posadach.
- Co? Skąd taki pomysł? – udałam zdziwienie, czując jak na mojej twarzy pojawiają się czerwone rumieńce.
- No nie wiem… - z kolei pan Martinez udał zdziwienie. – Może, bo nawet w tym momencie musimy przekrzykiwać anielski wokal pana Horana?
- Stylesa – poprawiłam cicho.
- Co takiego?
- Tą partię śpiewa Styles, nie Horan.
- Przecież to nie brzmi jak Styles – zdziwił się.
- Bo teraz już śpiewa Malik – odparłam, obracając się na krześle. – No proszę, znowu Styles.
- A to przypadkiem nie Payne…? Panno [T.N.], o czym my rozmawiamy?! – uświadomił sobie nagle, a rumieńce zakłopotania tym razem pojawiły się na jego, pooranej zmarszczkami twarzy. – Proszę to natychmiast ściszyć!
- Ale „Little White Lies” nie da się słuchać po cichu! – zaoponowałam.
- Tak samo jak nie da się wyżyć w Londynie bez stałej pensji, którą jeszcze masz – odparł, poprawiając okulary na szpiczastym nosie.
- Touche – mruknęłam.
***
Zgodnie z obietnicą, równo o 20:00 Liam pojawił się pod moim domem. Podekscytowana zbiegłam do niego po schodach, omal nie zabijając się na szpilkach. Na pojedźcie przed domem stało zaparkowane czarne porsche.
- Witaj, piękna – przywitał się, gdy otworzyłam drzwi auta.
- Cześć – odparłam, uśmiechając się do niego, wsiadając. Liam obrócił się w siedzeniu i sięgnął po coś, leżącego na tylnym siedzeniu.
 - To dla ciebie – powiedział ciepło, wręczając mi wiązankę pięknych, czerwonych i białych róż. Zaniemówiłam z wrażenia. Widząc moje zaskoczenie, Liam uśmiechnął się z zadowoleniem.
- Dziękuję, naprawdę nie musiałeś – wykrztusiłam w końcu, zaciągając się słodkim zapachem kwiatów. – Jest piękny.
- Cieszę się, że ci się podoba – zamruczał, przekręcając kluczyk w stacyjce. Ruszyliśmy.
- Gdzie tak właściwie jedziemy? – spytałam.
- Zobaczysz – odpowiedział tajemniczo.
- Nie bądź taki i powiedz! – poprosiłam, robiąc proszące oczy.
- Nie – zaśmiał się.  – Jakbym ci powiedział, nie byłoby niespodzianki.
***
- Jesteśmy na miejscu – oznajmił w końcu, zatrzymując samochód na parkingu w środku lasu.
- Na miejscu to znaczy gdzie? – spytałam, rozglądając się dookoła. – Gdzieś ty mnie wywiózł?
- Północne Norilesville – uśmiechnął się szeroko.
- To jest jakieś 50 kilometrów za Londynem – uświadomiłam sobie nagle, patrząc na niego szeroko otwartymi oczami ze zdumienia.
- Zgadza się – chłopak wysiadł z auta i otworzył drzwi po mojej stronie. – Jest tu jedno miejsce, które chciałbym ci pokazać.
Payne podszedł do bagażnika swojego czarnego porsche i wyciągnął z niego duży, wiklinowy koszyk.
- A więc prowadź – poprosiłam, wychodząc z samochodu. Liam złapał mnie za rękę. Zaraz chyba zemdleję z nadmiaru wrażeń, ale będzie warto. Payne poprowadził mnie w głąb lasu. Zachodziłam w głowę, co on knuje, ale chłopak milczał, posyłając mi co jakiś czas promienny uśmiech.
- Zamknij oczy – poprosił, gdy szliśmy po wydeptanej dróżce pomiędzy drzewami.
- Liam…
- Zamknij – ponowił prośbę. Z rezygnacją przysłoniłam oczy dłońmi, żeby mnie nie kusiło i pozwoliłam mu się prowadzić przez gęste zarośla. – Możesz otworzyć – szepnął mi do ucha uwodzicielsko. Moim oczom ukazała się wielka, leśna polana skąpana w blasku księżycowego blasku. Po prawej stronie znajdowało się małe jeziorko, w którego ciemna tafla wody odbijała mieniące się, srebrne gwiazdy.
Polana była porośnięta różnobarwnymi kwiatami, a pośród nich leżał duży, czerwony koc.
Ten widok zapierał dech w piersi.
- Liam, tu jest pięknie! – powiedziałam, nie mogąc wyjść z podziwu. – Nie wspominałeś, że to będzie randka.
- Oj, mogłaś się domyślić – odparł przekornie. – Gdybym chciał iść do knajpy obejrzeć mecz, zabrałbym ze sobą Louisa.
Zaśmiałam się, a chłopak mi zawtórował. Podeszliśmy ku kocowi, a Liam postawił na nim koszyk i zaczął go rozpakowywać.
- Truskawki w czekoladzie i z bitą śmietaną, ciasto, pudding czekoladowy, coś czego nie potrafię zidentyfikować, ale Niall twierdzi, że powinno ci smakować, no i najlepsze czerwone wino, jakie znalazłem – zaczął wyliczać.
- To wszystko wygląda świetnie – pochwaliłam, automatycznie robiąc się głodna. – Ale jesteśmy samochodem…
- Nie martw się, nie będę prowadził po alkoholu, jak o to ci chodzi – zapewnił, obejmując mnie ramieniem.
- A więc jak wrócimy… Oczywiście zakładając, że w ogóle będziemy chcieli stąd wyjeżdżać –uśmiechnęłam się figlarnie, trzepocząc rzęsami.  
- Harry przyjechał przecież z nami, on będzie prowadził.
- Co? W samochodzie byliśmy tylko we dwoje, Liam zaczynam się o ciebie martwić – powiedziałam, tłumiąc śmiech.
- Tak naprawdę, to nie. Harry  jechał w bagażniku, potrzebowaliśmy kierowcy na drogę powrotną, a on jako jedyny się mieścił, więc… – wzruszył ramionami.
- Liam! Czy wyście już kompletnie zwariowali?
- I to dawno – przyznał, a szelmowski uśmieszek już nie schodził mu z twarzy. – Ale przynajmniej dzięki temu, możemy spędzić bardzo miły wieczór – dodał, rozlewając wino do lampek. – Za nasze spotkanie – szepnął, podając mi kieliszek.
- Za nasze spotkanie – powtórzyłam.
W tym momencie cały świat przestał się liczyć, byliśmy tylko ja i on. No i Styles, czekający w bagażniku, ale nie czas teraz o tym mówić.
Mrs Payne ^^^

____________________________________________________________

Cześć! Jak wam się podobał ten rozdział? Tak wiem, rzygacie teraz tęczą, ale  pisałam to na szybko, więc.... ;) Komentujcie, komentujcie, żebym wiedziała jak bardzo poległam na tym rozdziale ;)

W wolnym czasie zapraszam na nowe rozdziału na :

http://poweroffourelements.blogspot.com/

i

http://elfiahistoria.blogspot.com/

5 komentarzy:

  1. HAHAHHAHAHAHAHAAA
    Styles w bagażniku...
    Teraz to przesadziłaś :D
    Hahahah, już to sobie wyobrażam...
    HAHAH Dobra, kończę, przez ciebie mnie brzuch boli :c
    Długo nie musiałam czekać na Liama, więc dzięki ^^
    Zapraszam do mnie:
    believe-in-1d-imaginy.blogspot.com
    never-lose-hope-opowiadanie.blogspot.com
    Pozderki :**
    Ettie. xx

    OdpowiedzUsuń
  2. Mam przeogromnego banana na twarzy!
    Czytam, czytam, jest tak romantycznie ( pomijając jeden wątek xdx)
    A tu takie wTF, nie wierzę po prostu Hazza w bagażniku! OMG! Kopara opada niiiiiziutko xx
    Haha ciekawi mnie jeszcze jaką piosenkę Linkinów ma w fonie? :-)
    Czekam na nn!
    Weny!

    najlepszepolskieimaginyonedirection.blogspot.com---> zapraszam =}

    OdpowiedzUsuń