Siedziałam z
Zaynem totalnie znudzona na skórzanej kanapie oglądając jakiś durnowaty film,
którego w ogóle nie rozumiałam. Być może dlatego, że nie potrafiłam się na nim
skupić, bo moje myśli zakrzątał głównie Niall i nasz wczorajszy, upojny dzień.
Na samo wspomnienie o jego męskiej postawie i przenikliwym charakterze
przechodziły mi ciarki po plecach wprawiając mnie w jeszcze większe
rozmarzenie. Staraj się o nim nie myśleć dziewczyno, choć teraz na chwilę! Znów
wpatrywałam się z udawanym skupieniem na ekran telewizora ale to i tak na nic.
Horan, Horan i jeszcze raz Horan. Moja psychika domagała się jego obecności, a
przysięgam na Boga że jeszcze wczoraj nawet bym o tym nie pomyślała, że będę
chciała jego towarzystwa. Nie wiem co ze mną nie tak, ale chyba muszę się
zgłosić do psychologa.
Już nie
mogąc usiedzieć dłużej, wstałam i poszłam do kuchni w celu zjedzenia czego
kolwiek. Wyjęłam z lodówki truskawkowy jogurt gdy nagle coś mi się
przypomniało:
-Zayn, rodzice wracają jutro?
-Ta – odparł
krótko.
Cicho westchnęłam,
bo wcale nie chciałam by wracali tak szybko. Może się to wydać nieco
egoistyczne, ale chyba każdy lubi mieć dom tylko dla siebie, a wolna chata
oznaczałaby więcej czasu z Niallerem i … znowu to robie. Chyba zacznę se
strzelać z gumki recepturki na samo wspomnienie o nim. Za dużo o nim myślałam,
ale to silniejsze ode mnie. Jest uroczo niebezpieczny o ile można to tak
nazwać. Wyjęłam łyżeczkę z szuflady i powolnym krokiem powędrowałam na górę do
mojej sypialni. Oczywiście jak zwykle niezdarnie otworzyłam pazłotko brudząc
sobie przy tym ręcę. Zrezygnowana usiadłam na łóżko i poczułam po mojej lewej
stronie delikatne wibracje. Sięgnęłam po telefon, nieznany numer.
-Słucham?
-Hej, tutaj
twój książę.
Och Niall
jakiś ty skromny.
-Brad Pitt?!
O mój boże gdzie moje walizki?! – zaśmiałam się padając plecami na białą
pościel.
Usłyszałam w
słuchawce cichy chichot Nialla, po chwili się odezwał.
-Spotkajmy
się dzisiaj.
-Jasne –
odpowiedziałam z entuzjazmem. Bardzo tego chciałam.
-To
świetnie, że już nie możesz się doczekać
- i znów śmiech. Dałam po sobie poznać niedoczekanie?
-Twój brat w
domu?
-Tak, ale
znając życie gdzieś pewnie wyjdzie – powiedziałam znudzona.
-Właściwie
to spotkajmy się o 13:00 na Oxford Street przy Starbucksie, ok?
-Nie ma
problemu, ale właściwie skąd ty masz mój numer? – spytałam z zaciekawieniem, bo
nie przypominam sobie bym mu go podawała, a żaden z moich znajomych chłopaka nie zna.
-To
tajemnica.
Ja się lubię
drażnić z nim, a teraz on ze mną świetnie. W końcu uczy się od najlepszych!
-Do
zobaczenia, Niall – już nie chciałam pogrążać tego tematu, bo i tak by mi nie
powiedział.
-Do
zobaczenia, [T.I].
Nacisnęłam
czerwoną słuchawkę i zabrałam się za jedzenie mojego wypragnionego jogurtu. Już
miałam włożyć jasno – różową emulsję do ust gdy znów mój telefon zaczął
brzęczeć. Co do cholery?!
-Tak? –
rzekłam poirytowanym tonem nawet nie zerkając na ekran, kto właściwie do mnie
dzwoni.
-Hej [T.I]
tu Stan.
-O cześć –
byłam naprawdę nieźle zdziwiona, bo przez ostatnie dni praktycznie w ogóle z
nim nie rozmawiałam z czego w sercu zaczęło mi się rodzić poczucie winy.
Zaniedbałam go.
-Uhmm
dałabyś się namówić na spotkanie? Dzisiaj? – wyczułam w słuchawce jego lekko
podenerwowany ton. Coś się musiało stać, bo nigdy tak do mnie nie mówił.
-Bardzo mi
przykro Stan, chciałabym ale już się z kimś umówiłam – wybąkałam.
-Oh… a z
kim? – to jakieś przesłuchanie?
-Ze starym
znajomym, zależy mu na tym spotkaniu dawno się nie widzieliśmy – skłamałam.
Przypomniałam sobie jak ostatnimi dniami spojrzał się na Horana z obawą i jakby
nienawiścią. Tak czy inaczej to spojrzenie nie należało do przyjaznych.
-No trudno
złapie Cię innym razem.
-Możliwe –
zaśmiałam się nerwowo – muszę kończyć, skontaktujemy się później, pa.
Już nie
czekałam na pożegnanie ze strony Stana i nacisnęłam czerwoną słuchawkę rzucając
komórkę w kąt łóżka. Jego telefon
wywołał u mnie lekki niepokój, bo domagał się spotkania, ale tak sam na sam?
Nie, to niemożliwe jeśli chodziło o spotkanie to w naszym stałym składzie ja,
on, Cassie i Rikki. Czasem wydawało i wyjadę mi się, że jest gejem bo kumpluje
się tylko z dziewczynami aczkolwiek to nie jest dobry argument by to udowodnić.
Był zdenerwowany i w głowie tworzył mi się wielki znak zapytania.
Sięgnęłam
wreszcie po plastikowy kubeczek i zaczęłam się delektować truskawkowym, kwaśnym
smakiem, który idealnie wypełniał moje kupki smakowe. Zostawiając w tyle sprawę
o Stanie, rozmarzyłam się znów o Niallu i o naszym dzisiejszym spotkaniu.
Spojrzałam przelotnie na zegar wiszący nad drzwiami, który wskazywał 12:10.
Czas się zbierać.
***
Oparłam się
o mur kawiarni, przy której się
umówiliśmy i z niecierpliwieniem czekałam na przyjście chłopaka. Od spotkania
dzieliły nas już minuty i z podekscytowania na twarzy skradał mi się niewinny
uśmiech i palące uczucie na policzkach. Co on ze mną wyprawia? To istne
szaleństwo, ja jestem zakochana. Kiedyś moją wizją na przyszłość była stara
panna z kotem, a teraz stoję tutaj i czekam na mojego, jeśli mogę go tak nazwać
chłopaka, mojego wybawcę.
Wokół mojej
talii poczułam silne ręce, które mocno oplotły moją figurę. Z zaskoczenia
wzdrygnęłam się i miałam tak zwany ‘’mini zawał’’. Ale już wiedziałam czyje to
ręce, wyjątkowe ręce z tatuażami, które zdążyłam już poznać. Blondyn oparł
brodę na wgłębieniu mojej szyi i delikatnie musną swoimi nieziemsko miękkimi
ustami płatek mojego ucha. Matko boska.
-Tęskniłaś?
– wyszeptał mi do ucha.
Coś
wymruczałam, bo nawet nie byłam w stanie nic powiedzieć. Całkowicie mną
dominował, każde przez niego wypowiedziane słowo było dla mnie czymś magicznym,
jego anielski głos wprawiał mnie w trans, uspokajał mnie.
Odwróciłam
się do czego przodem i musnęłam wargami jego policzek. Uśmiechnął się
delikatnie, ale nie do końca był usatysfakcjonowany.
-Chyba
jednak nie – zrobił minę smutnego psiaka. Urocze.
Przewróciłam
teatralnie oczami i z większym zapałem obdarowałam jego usta pełnym uczucia
pocałunkiem. Ujął moją twarz w swoje duże dłonie i pogłębiał tą wspaniałą
chwilę. Muszę przyznać, że bardzo mi się podobało jego zaangażowanie, czułam że
mnie kocha, że chcę zmienić.
-Teraz to ja
rozumiem! – zaśmiał się oplatając mnie ramieniem. Zaczęliśmy iść, nie miałam
pojęcia gdzie.
-Dokąd
zmierzamy? – spytałam rozglądając się po mieście.
-Do bardzo
fajnego miejsca moja droga, na pewno Ci się spodoba – spojrzał na mnie
przelotnie.
-Nic mi to
nie mówi, może trochę jaśniej? – naciskałam. Znowu się drażni. Jak to mówią
zemsta jest słodka.
-Zadajesz za
dużo pytań, zaraz zobaczysz tylko musimy się trochę przejść.
Westchnęłam
i z poirytowania przygryzłam dolną wargę. Jestem osobą bardzo ciekawską i
czasem uznaję to za jakąś klątwę po już nie raz sobie tym nagrabiłam. Ogólnie
przez ten krótki spacer rozmawialiśmy o bzdetach w stylu jaki jest twój
ulubiony kolor albo jakie są twoje zainteresowania. Zwykła pogawędka, ale
interesował mnie bardzo swoją osobą. Niall definitywnie różnił się od
większości społeczeństwa, ale z zachowania był
normalnym chłopakiem tylko z nietypowym wyglądem. Nie raz zauważyłam jak
staruszki i mężczyźni w podeszłym wieku obdarowywali go pogardliwym
spojrzeniem, ale Horan totalnie na to nie zwracał uwagi, żył w swoim świecie.
Właśnie też dzięki temu coraz bardziej mi się podobał. Emanowała od niego
energia pełna spokoju i zrelaksowania. Mało który człowiek taki jest.
-Jesteśmy na
miejscu – przerwał moje myśli mówiąc ucieszonym tonem.
Staliśmy pod
wielkim żywopłotem, który naprawdę robił wrażenie, był idealnie podcięty w
falisty wzór. Z koloru zieleni mogłam wywnioskować, że był bardzo zadbany bo
jego kolor był intensywny i świeży. Nawet przyjemny zapach ogarnął moje nozdrza
chcą wdychać tej woni jeszcze więcej i więcej. Ale [T.I] uspokój swoje
zamiłowanie do przyrody, pewnie wyglądałam dziwnie.
Niall włożył
rękę do żywopłotu i zaczął w nim grzebać jakby czegoś szukał. Obdarzyłam go
zdziwionym wzrokiem i obserwowałam jego dalsze poczynania. Do moich uszu
dobiegł dźwięk otwieranych drzwiczek i się nie myliłam. Blondyn otworzył
‘’żywe’’ drzwi wielkości karła i gestem ręki zaprosił mnie do środka. Jeszcze
nigdy w życiu nie widziałam czegoś podobnego.
-Jak ja mam
tutaj wejść?
-Na czworaka
– ukazał rząd śnieżno-białych zębów.
Zrobiłam co
kazał i zaczęłam raczkować jak kilku miesięczne dziecko. Wyobraziłam sobie jak
to musi idiotycznie wyglądać ale z racji tego,
że jestem w małym tunelu pełnego liści na pewno nikt mnie nie widzi.
Odwróciłam głowę na ile to było możliwe i spostrzegłam Nialla idącego za mną. Z
uśmiechem na twarzy pogonił mnie wzrokiem bym szła dalej. Z oddali liściastych
ścian ujrzałam promienie słoneczne przy których byłam już coraz bliżej. W końcu
wychyliłam głowę i stanęłam na równe nogi robiąc miejsce Niallerowi. Teraz to
mnie coś uderzyło, nawet nie wiem co ale zafascynowanie? Czytaliście kiedyś
książkę ‘’Tajemniczy ogród’’? Jeśli tak to śmiało mogę powiedzieć, że byłam w
tym miejscu. Obraz przed moimi oczami był niemal magiczny. Piękne drzewa, po
klony aż po płaczące wierzby, różnorodne kwiaty każdy innego koloru,
nienaturalnie zielona trawa dodawała temu ogrodowi cechę fantasy, dosłownie.
Nigdy w moim krótkim życiu nie widziałam czegoś piękniejszego niż to. Miałam
ochotę tutaj zostać na zawsze. Nawet w tle słyszałam dźwięki pszczół i innych
owadów. Raj.
-Niall… tu
jest cudownie, skąd znasz to miejsce? – z zafascynowaniem podziwiałam
trzyosobową huśtawkę położoną centralnie pod płaczącą wierzbą.
-To miejsce
zrobił mój ojciec, należy do takiego pana z którym jestem zaprzyjaźniony –
uśmiechnął się patrząc przed siebie.
-Spędzimy
tutaj cały dzień?
-Jeśli sobie
tego życzysz, oczywiście kotku – splótł nasze palce u rąk.
Uradowana pociągnęłam
go w stronę huśtawki, która mnie zaintrygowała. Niall usiadł pośrodku białej
ławy, natomiast ja wtuliłam się w jego ciało wsłuchując się w jego spokojne
bicie serca. Chciałam by ta chwila trwała wiecznie.
-Opowiedz mi
coś o sobie – zaczęłam jakikolwiek temat na rozmowę.
-A co byś
chciała wiedzieć?
Do głowy
przyszła mi myśl o jego ojcu, jak z ciężkim sercem mówił o nim, wspominał. Choć
z drugiej strony nie chciałam poruszać tego tematu, bo to mogło być dla niego
trudne, ale ciekawość wzięła górę.
-Dlaczego
nie utrzymujesz kontaktów z ojcem?
Horan
zesztywniał nagle i nerwowo się przewiercił na drewnianych szczebelkach głośno
oddychając. Może to nie był jednak najlepszy pomysł? Moja głupia ciekawość,
zawsze muszę coś spieprzyć.
-Przepraszam,
nie powinnam… - powiedziałam nieśmiało.
-Nic nie
szkodzi, nie utrzymuje z nim kontaktu bo on tego nie chcę.
-Dlaczego? –
odwróciłam się do niego przodem jak oparzona. Własny ojciec nie chce widywać
swojego dziecka? To chore.
-Tylko na
mnie spójrz, a znajdziesz odpowiedź – wskazał na swoją osobę – nie chcę mieć
takiego syna, nie może zaakceptować tego, że się zmieniłem. Wiem, to
nienormalne, ale najwidoczniej nie jest mi pisane być w dobrych stosunkach z
rodziną.
-Bardzo mi
przykro – złapałam jego dużą rękę w moje małe palce, zrobiło mi się go okropnie
żal – a co z mamą?
-Och akurat
z mamą jest wspaniale – uśmiechnął się – odwiedzam ją kiedy tylko znajdę
chwilę.
-To dobrze –
odwzajemniłam uśmiech – mam jeszcze jedno pytanie.
-Pytaj o co
chcesz – poprawił padający kosmyk włosów z mojego czoła.
-Dlaczego
crusher? Dlaczego jesteś z tego znany, czemu to robiłeś?
W jego
oczach ujrzałam chłód i lekkie poirytowanie. Ups, to chyba nie był dobry temat
na rozmowę.
-Nie chcę
akurat o tym mówić, wybacz – ścisnął usta w cienką kreskę. Trochę mnie to
zabolało, bo nie chciał mi czegoś powiedzieć, ale z drugiej strony w pewnym
stopniu go rozumiałam. Każdy ma jakieś mroczne sekrety, przejścia. To
zrozumiałe.
-Przepraszam
– zakryłam twarz włosami, nie chciałam by widział moje czerwone wypieki.
Poczułam jak chwyta mnie za rękę i ciągnie gdzieś w przeciwnym kierunku. Byłam
trochę oszołomiona, nie wiedziałam jaki jest dalszy plan.
-Zaczekaj
tu.
Poszedł
dalej w głąb ogrodu i po chwili zniknął z mojego pola widzenia. Co on kombinował?
Nie chciałam bezczynnie czekać więc zaczęłam obserwować dwa białe motyle, które
latały za sobą. Jakby zakochane. Przypominały mnie i Nialla, takie
nierozłączne. Uśmiechnęłam się sama do siebie wydobywając z siebie cichutki
chichot. Odwróciłam gwałtownie szyję w lewym kierunku gdy usłyszałam ciche
kroki i szelest trawy. Nerwowo rozglądałam się we wszystkie strony, nie mogłam
nic dostrzec aż w końcu wyłonił się zza krzaków Niall z cwaniackim uśmieszkiem
i z wężem ogrodowym w ręku. Kurwa, niech tylko spróbuje.
-Panno [T.I]
co byś powiedziała na mały prysznic? – zaśmiał się złowieszczo.
-Jakoś nie
mam ochoty panie Horan – skrzyżowałam ręce pod piersiami. Powoli zaczęłam się
bać, bo wcale nie miałam ochoty być przemoczona do suchej nitki.
-Och… trudno
– ukazał swoje zęby po czym przekręcił pomarańczowe przekrętło oblewając mnie
strumykiem lodowatej wody. Darłam się w niebo głosy, ale byłam również
szczęśliwa i roześmiana na całego. Niall nie dawał za wygraną i cały czas
kierował strumień wody na mnie mając przy tym dobrą zabawę. Postanowiłam nie
być jedyną ofiarą wodnego terroru i sprytnie (łaskotki) wyrwałam mu wąż i z
miną światowego zwycięscy mściłam się na blondynie. Powiem tak: to był jeden z najfajniejszych,
najlepszych i najromantyczniejszych dni w moim życiu. Z resztą czego chcieć
więcej? Chłopak, miłość, zabawa, przygoda to wszystko co najlepsze dla
człowieka nieprawdaż? Przy nim czułam się inaczej, czułam się wyjątkowa,
dowartościowana i prze nigdy nie chciałam już go stracić. Miłość to coś
pięknego.
***
2
miesiące później…
Nasz związek z dnia na dzień był coraz silniejszy i trwalszy.
Wiedziałam już, że znalazłam tego jedynego, mojego księcia z bajki, który
właściwie go nie przypominał z wyglądu, ale każda księżniczka ma wyjątkowego
wybawcę. Dalej spotykamy się potajemnie przed Zaynem i rodzicami,
stwierdziliśmy że to jeszcze nie czas na takie wyznanie chcieliśmy się sobą
nacieszyć jak najdłużej. Oczywiście nie zaniedbałam moich przyjaciół, to
wykluczone żebym ich zostawiła są również częścią mojego życia, ale ze Stanem
jest coś nie tak. Zachowuje się dziwnie, czasem nie przychodził na spotkania z
nami lub nas zwyczajnie zbywał. Nawet Cassie i Rikki to zauważyły. A właśnie,
co do naszego związku są bardzo za co mnie ogromnie cieszy, nazywają go ‘’ciachem’’
i w sumie to prawda jeśli mam rzec moim skromnym zdaniem. Tak czy inaczej żyje
się nam jak z bajki, chodzę do szkoły, dobre oceny, chłopak, wspaniałe
przyjaciółki.
Zakończyłam moje myśli przekręcając zamek w drzwiach. Jak
zwykle rzuciłam plecak w kąt korytarza i powędrowałam do pokoju witając się z
rodziną głośnym ‘’hej, wróciłam’’. Zawsze tak było. Walnęłam się na łóżko z
twarzą na poduszce, myślałam że zaraz umrę, miałam dość nauki na dzisiaj.
Wyjęłam telefon z nieco przyciasnych spodni i wybrałam numer do Nialla.
Stęskniłam się za nim pomimo tego, że widzieliśmy się wczoraj. Można
powiedzieć, że byliśmy od siebie uzależnieni. Słyszałam w uchu standardowy
dźwięk sygnału, ale przerwałam połączenie gdy do moich uszu dotarł dźwięk
stukania w okno. Wiedziałam kto więc bez zastanowienia otworzyłam je i
wpuściłam Horana, który wyglądał jak zwykle nienaturalnie seksownie. Miałam
ochotę go schrupać.
-Witam królewno – poprawił okulary przeciwsłoneczne
przytulając się do mnie. Odwzajemniłam uścisk z dwukrotną siłą a gdy zapach
jego perfum dotarł do mojego nosa myślałam, że zaraz zemdleję.
-Hej, mamy jakieś plany na dzisiaj?
Jego oczy zaczęły błyszczeć. Podobał mu się mój zapał.
-Mmmm – mruknął – spacer? Wesołe miasteczko? Co tylko
zechcesz – znów poprawił okulary.
-Niall coś się stało? – spytałam zatroskana.
-Nie, a dlaczego tak sądzisz? – poprawił skurzaną kamizelkę.
-Jesteś spięty i zdejmij te okulary, proszę.
-Nie chcę. Lubię je mieć na sobie – przyciągnął mnie do
siebie wtulając się w moją szyję. Wiedziałam co knuje, nie tym razem.
-Albo zdejmiesz sam te okulary albo ja je zdejmę.
-[T.I] co ty…
-Zdejmuj! – krzyknęłam wkurzona.
Horan odsunął się ode mnie i niechętnie zdjął okulary. Pod
lewą brwią miał niewielką rankę, z której leciał stożek krwi. Wiedziałam.
-Z kim się biłeś?
-Z nikim – odparł jakby nigdy nic.
-Kurwa – przymrużyłam oczy ze zdenerwowania. Znów tajemniczy Niall,
błagam tylko nie to, nie dziś.
-Nie przeklinaj jak do mnie mówisz – ścisnął szczękę i
spojrzał na mnie z chłodem. Oho zaczyna się.
Prychnęłam z dezaprobatą i usiadłam sfoszona na łóżko. Niall
usiadł koło mnie i po prostu na mnie patrzył. Chciałam coś powiedzieć, ale
przerwał mi gestem ręki.
-Ok, biłem się ale nie mam pojęcia z kim – jak zahipnotyzowany
wpatrywał się we mnie swoimi anielsko niebieskimi oczami.
-Jak to? Czego ten ktoś chciał od Ciebie?
-Nie mam pojęcia. Rzucił się na mnie i krzyczał coś
niezrozumiałego.
-Pamiętasz jak wyglądał?
-Nie, bo zaatakował mnie od tyłu, a gdy mu przywaliłem,
uciekł – rozglądał się po pokoju – nie wiem co to miało znaczyć.
-Pewnie jakiś psychol – zaśmiałam się nerwowo – to jak z tym
planem?
-Mam ochotę na spacer, a ty?
-Jasne – musnęłam jego ciepłe wargi.
Szybko zebraliśmy się z łóżka i wyszliśmy przez okno dzięki
drabinie, która na szczęście jeszcze tutaj stała. Poszliśmy do parku gdzie
większość ludzi w Londynie chodziła na pogawędki, pikniki. Trzymaliśmy się za
ręce jak para z prawdziwego zdarzenia i ku mojemu zdziwieniu niektórzy
obdarowywali naprawdę miłymi spojrzeniami. Chyba było widać, że się kochaliśmy,
bo rozmawialiśmy o wspólnej przyszłości, prawiliśmy komplementy, śmialiśmy się,
całowaliśmy. Cud, miód i malina, kolejny dzień spędzony z ukochaną osobą.
Nawet nie wiem ile spacerowaliśmy po parku, ale słońce
przybierało barwy dojrzałej pomarańczy w słońcu pomieszanej z intensywnym różem.
Wiart, który był przyjemnie ciepły gładził nasze ciała. Odwróciłam się w stronę
Nialla. Był uśmiechnięty, ale zaraz radość z jego twarzy zniknęła. Patrzył
przed siebie, skupiony i wystraszony. Również spojrzałam w tamtym kierunku ale
nic nie mogłam dostrzec. Znów na niego zerknęłam i wyraźnie był zdenerwowany.
-Jasna cholera – pociągnął mnie za rękę okrywając mnie swoim
ciałem po czym usłyszałam strzał z pistoletu. Niall patrzył się na mnie
zszokowany, jego źrenice momentalnie się powiększyły, drżał. Nie wiedziałam o
co chodzi, zaczęłam panikować, mówić do niego. Spojrzałam z dół. Na mojej
białej bluzce widniała krew, a najgorsze jest to, że wcale nie należała do
mnie. Klatka piersiowa blondyna zostałam przebita na wylot. Nie mogłam w to
uwierzyć że to się dzieję naprawdę. Krzyczałam jak nienormalna, chciałam by
zrozumiał choć połowę słów jakich do niego mówił. Jego powieki powoli opadały i
coś zaczął szeptać. Nie mogłam zrozumieć, był taki słaby, bezbronny. Nawet nie
zauważyłam ludzi wokół nas, którzy stali i patrzyli na to wszystko z
przerażeniem. Po kilku sekundach przyjechała karetka. Lekarze natomiast podbiegli
do miejsca zbrodni i zabrali Irlandczyka. Nie mogłam się pozbierać, byłam
załamana, zdruzgotana i wszystko co najgorsze. Opadłam bezsilnie na chodnik
obserwując patrol szpitalny z Niallem na materacu pogotowia.
***
Miesiąc później… *
Ludzie
mówią, że miłość przebije wszystkie mury, jest niezniszczalna, nie da się jej
rozerwać, jest na zawsze nawet po śmierci. Czasem zastanawiam się czy tak
naprawdę może być ze mną, z nami. Nieraz czytałam romanse z happyend’em lub z
tragicznymi zakończeniami i ja się znajduje w tym drugim. Łzy cisnęły mi się do
oczu gdy patrzyłam na obraz przed siebie. Miało być tak pięknie, miała być
wspólna przyszłość, a on mi to wszystko zrujnował.
Minął już
miesiąc, jest jesień, chłodna, słoneczna jesień. Liście wirowały po brunatnej ziemi tworząc
niewielkie tornada w powietrzu. Ogarnęłam wzrokiem przestrzeń i zmrużyłam oczy.
Zobaczyłam jego, uśmiechniętego i rozbawionego jak zawsze, mojego aniołka,
który nade mną czuwał, który nie chciał za żadne skarby by coś mi się stało. I
dalej ze mną jej, czuję to w moim sercu czuję go tutaj, teraz. Już z odwagą
położyłam krwisto – czerwoną różę na szarawy beton. Nagle ujrzałam białego
motyla, który usadowił się ma czerwonej roślinie. Poczułam na dłoni delikatne
łaskotanie, którym okazał się drugi motyl. Siedział i powoli ruszał swoimi
czułkami. Podniosłam rękę nieco wyżej by mógł odlecieć i tak też się stało.
Poleciały dwa białe motyle przed siebie, szczęśliwe, tak ja niedawno z Niallem.
Uśmiechnęłam się i spojrzałam na napis, który zapisze się w mojej pamięci na
zawsze:
NIALL
HORAN
1991-2013
Bohater
poświęcony w imię miłości…
-Chodź [T.I] idziemy – poczułam dłoń brata na moim ramieniu.
Powoli odchodziliśmy z cmentarza wraz z przybywającymi wspomnieniami.
*Niall został zabity przez Stana, który był zabójczo
zakochany w [T.I]. Stwierdzono u niego chorobę psychiczną i karę nieco
złagodzono. Nie mógł znieść patrzenia na ową zakochaną parę więc postanowił
zabić nie Nialla, ale [T.I].
TomlinsonLover.
To takie smutne rycze jak głupia
OdpowiedzUsuńTo takie piękne a za razem smutne wspaniałe <3
Łucja
Hej a może tak pomyślałam sobie czy moglabys napisać drugą wersję tej części ale z happy endem ?
OdpowiedzUsuńHorqnowa13
Proszę, proszę, proszę tak bardzo ;***
Ryczę ;c imagin cudowny, brak słów <3 czekam na kolejne imaginy i życzę weny :*
OdpowiedzUsuńZapraszam http://still-the-one-blog.blogspot.com/
opłacało się czekać:* szkoda że smutne zakończenie ale i tak imagin był świetny;)
OdpowiedzUsuńPrzepraszam , ale nie podoba mi sie ten imagin
OdpowiedzUsuńRacja poprzednie były lepsze :(
OdpowiedzUsuń:ccccccccccc *-*
OdpowiedzUsuńCudo !
OdpowiedzUsuńSzkoda że smutny :C
Czekam na następny :)
Pozdrawiam i życzę weny ! :*
http://onedirection-polish-imaginy.blogspot.com/
Cudo:* Końcówka woow <3
OdpowiedzUsuńPolecam : http://directionerki4ever.blogspot.com/
Hej :D Nominowałam twojego bloga bo uważam że na to zasługujesz więcej na moim blogu : http://5wariatow1milosc.blogspot.com/2013/12/nominacja-do-versatile-blogger-award.html :)
OdpowiedzUsuńO jesuuuu...... ;__; płaczę, ja naprawdę płaczę...... przy żadnym takim opowiadaniu nie leciały mi łzy z oczu... po raz pierwszy coś takiego sprawiło że łzy wydostają się z moich oczu lecąc ciurkiem..... bożeeeee..... to było takie wspaniałe <3 :3 Kocham to <3 i będę to czytać w kółko i w kółko i za każdym razem będe płakac :,c to wywołało u mnie takie wielkie wrażenie........ nie dam rady opisać moich emocji podczas czytania tego :,) Ja poprostu to kocham <3 <3 Uwialbiam Cię kobieto za tak wspaniale napisane opowiadanie <3 <3 Naprawdę :,,,,)
OdpowiedzUsuń